„Persepolis” jest dla Irańczyków tym, czym dla Polaków był „Człowiek z marmuru”.
Początek XXI stulecia to złota era komiksu. Książeczki z rysunkami można kupić w księgarniach od lat 30. ubiegłego wieku, ale dopiero teraz zaczęto traktować je jak prawdziwą sztukę. I od razu zaroiło się od ich ekranizacji. Zajęło się nim kino czysto komercyjne, a na ekranach zaczęły pojawiać się kolejne mutacje Batmanów i Spidermanów. Ale sięgnęło po nie także kino mające artystyczne aspiracje – stąd można było w kinach obejrzeć „Sin City" i „300” nakręcone na podstawie komiksów Franka Millera. „Persepolis” to kontynuacja nurtu „ukinowiania” komiksów. Opowieść Marjane Satrapi powstała w formie rysunków i w ten sam sposób została sfilmowana. I świetnie się to sprawdziło na szerokim ekranie.
Satrapi spisując (i rysując) swój pamiętnik przypomniała trochę zapomnianą prawdę: że Iran to nie tylko kraj rządzony przez reżim ajatollahów, ale także (a raczej przede wszystkim) wielkie państwo o ponad 3000-letniej historii. To bardzo ważne, że takie filmy pojawiają się na ekranach całego świata. Nie ma tygodnia, aby telewizje i gazety we wszystkich krajach globu nie zacytowały kolejnego oświadczenia prezydenta tego państwa, Mahmuda Ahmadineżada. A to wezwie on do zmiecenia Izraela z powierzchni Ziemi, a to stwierdzi, że Holokaust został wymyślony przez Żydów. Słuchając takich oświadczeń można odnieść wrażenie, że prezentuje on poglądy wszystkich Irańczyków. A to nieprawda. On prezentuje jedynie poglądy rządzących państwem ajatollahów – zdecydowana większość Irańczyków myśli jak Satrapi, czyli w sposób liberalny, bez zaciekłości.
Trudno ocenić, na ile „Człowiek z marmuru", czy „Człowiek z żelaza” pomógł obalić komunizm w Polsce – ale jest więcej niż pewne, że bez tych filmów PZPR rządziłby w naszym kraju przynajmniej kilka lat dłużej. Dlatego cieszmy się, że powstało „Persepolis”. To sygnał, że dni islamskiej rewolucji w Iranie są policzone.
„Persepolis", reż. Vincent Paronnaud , Marjane Satrapi, Francja/USA, 2007
Satrapi spisując (i rysując) swój pamiętnik przypomniała trochę zapomnianą prawdę: że Iran to nie tylko kraj rządzony przez reżim ajatollahów, ale także (a raczej przede wszystkim) wielkie państwo o ponad 3000-letniej historii. To bardzo ważne, że takie filmy pojawiają się na ekranach całego świata. Nie ma tygodnia, aby telewizje i gazety we wszystkich krajach globu nie zacytowały kolejnego oświadczenia prezydenta tego państwa, Mahmuda Ahmadineżada. A to wezwie on do zmiecenia Izraela z powierzchni Ziemi, a to stwierdzi, że Holokaust został wymyślony przez Żydów. Słuchając takich oświadczeń można odnieść wrażenie, że prezentuje on poglądy wszystkich Irańczyków. A to nieprawda. On prezentuje jedynie poglądy rządzących państwem ajatollahów – zdecydowana większość Irańczyków myśli jak Satrapi, czyli w sposób liberalny, bez zaciekłości.
Trudno ocenić, na ile „Człowiek z marmuru", czy „Człowiek z żelaza” pomógł obalić komunizm w Polsce – ale jest więcej niż pewne, że bez tych filmów PZPR rządziłby w naszym kraju przynajmniej kilka lat dłużej. Dlatego cieszmy się, że powstało „Persepolis”. To sygnał, że dni islamskiej rewolucji w Iranie są policzone.
„Persepolis", reż. Vincent Paronnaud , Marjane Satrapi, Francja/USA, 2007