Polak potrzebny od zaraz – przede wszystkim do kręcenia filmów o współczesnej Polsce. Bo na razie robią to za nas obcokrajowcy.
Ken Loach w „Polaku potrzebnym od zaraz" świetnie przedstawił migrację naszych rodaków za chlebem na drugą stronę kanału La Manche. Pokazał ją w sposób dla nas tym cenniejszy, że z perspektywy Brytyjczyków. Z relacji medialnych o losach Polaków na Wyspach wiemy wszystko – natomiast ciągle stosunkowo mało o tym, jak patrzyli na nas ludzie stamtąd. Dowiadujemy się dzięki Loachowi.
Główna obserwacja, na której Loach opiera całą fabułę, jest nam jednak świetnie znana: Brytyjczycy potrzebują tanich robotników jak kania dżdżu i ściągają ich wszelkimi możliwymi sposobami z całego świata. Na tym właśnie polega praca głównej bohaterki filmu, Angie (brawurowo zagranej przez Kierston Wareing). Najpierw robi to jako pracownik najemny, a potem – gdy zostaje wulgarnie wykiwana przez swego szefa – jako właścicielka świeżo założonej agencji pośrednictwa pracy. Angie od początku wzbudza sympatię widzów. Nie ma w życiu lekko, ale niewiarygodna determinacja pcha ją do przodu – a przecież takich bohaterów oglądamy w kinie najchętniej. Później, gdy Angie trochę okrzepnie jako szefowa, ta determinacja stanie się siłą niszczącą najważniejsze więzy w jej życiu. I właśnie przemiana, jaka w niej zachodzi, okazuje się być najważniejszym fragmentem filmu.
Najważniejszym, ale w tym filmie smaczków jest więcej. Z perspektywy polskiego widza równie cenne są sceny, w których widać naszych rodaków aplikujących o pracę w biurze Angie. Loach świetnie pokazał determinację, z jaką walczą o zatrudnienie, ale także nie bał się przyznać, że Brytyjczycy żerują na ich marzeniach o lepszym życiu i braku znajomości realiów.
I tutaj pozostaje tylko westchnąć, że żaden z polskich reżyserów nie wpadł na pomysł, aby nakręcić film o podobnej tematyce. Mieliśmy „Papierowe małżeństwo" o Polce szukającej męża na Wyspach – ale tamten film powstał 17 lat temu. Dziś zabrakło reżysera biorącego na warsztat „polskiego hydraulika", o którym było głośno w całej Europie. W ten sposób Złote Lwy na festiwalu w Wenecji zgarnął Brytyjczyk, a mógł to być Polak.
„Polak potrzebny od zaraz" („It's a Free World..."), reż. Ken Loach, Hiszpania/Niemcy/Polska/Wielka Brytania/Włochy, 2007
Główna obserwacja, na której Loach opiera całą fabułę, jest nam jednak świetnie znana: Brytyjczycy potrzebują tanich robotników jak kania dżdżu i ściągają ich wszelkimi możliwymi sposobami z całego świata. Na tym właśnie polega praca głównej bohaterki filmu, Angie (brawurowo zagranej przez Kierston Wareing). Najpierw robi to jako pracownik najemny, a potem – gdy zostaje wulgarnie wykiwana przez swego szefa – jako właścicielka świeżo założonej agencji pośrednictwa pracy. Angie od początku wzbudza sympatię widzów. Nie ma w życiu lekko, ale niewiarygodna determinacja pcha ją do przodu – a przecież takich bohaterów oglądamy w kinie najchętniej. Później, gdy Angie trochę okrzepnie jako szefowa, ta determinacja stanie się siłą niszczącą najważniejsze więzy w jej życiu. I właśnie przemiana, jaka w niej zachodzi, okazuje się być najważniejszym fragmentem filmu.
Najważniejszym, ale w tym filmie smaczków jest więcej. Z perspektywy polskiego widza równie cenne są sceny, w których widać naszych rodaków aplikujących o pracę w biurze Angie. Loach świetnie pokazał determinację, z jaką walczą o zatrudnienie, ale także nie bał się przyznać, że Brytyjczycy żerują na ich marzeniach o lepszym życiu i braku znajomości realiów.
I tutaj pozostaje tylko westchnąć, że żaden z polskich reżyserów nie wpadł na pomysł, aby nakręcić film o podobnej tematyce. Mieliśmy „Papierowe małżeństwo" o Polce szukającej męża na Wyspach – ale tamten film powstał 17 lat temu. Dziś zabrakło reżysera biorącego na warsztat „polskiego hydraulika", o którym było głośno w całej Europie. W ten sposób Złote Lwy na festiwalu w Wenecji zgarnął Brytyjczyk, a mógł to być Polak.
„Polak potrzebny od zaraz" („It's a Free World..."), reż. Ken Loach, Hiszpania/Niemcy/Polska/Wielka Brytania/Włochy, 2007