Niestety, George-reżyser nawet nie zbliża się do poziomu George’a-scenarzysty. Udowodnił to już swoim wcześniejszym filmem, pompatycznym „Hotelem Ruanda". Jego „Droga do przebaczenia” jest już filmem dużo skromniejszym od poprzedniego – ale również nie przekonuje. Przede wszystkim źle lokuje emocje. Sceny, w której zrozpaczony po stracie syna Ethan Learner (gra go Joaquin Phoenix) siedzi przed komputerem i szuka pomocy u innych internautów, aż kipią gniewem i rozpaczą. Ale te emocje do widzów nie docierają, robią mniej więcej takie same wrażenie jak seks przez Internet: niby podnieca, ale bardzo letnio. Dokładnie tak samo jest z tym filmem – niby dobrze się go ogląda, ale nie oglądając go też niewiele tracimy. W filmie wyróżnia się jedynie scena finałowa, w której Phoenix wreszcie daje ujście swemu niezwykłemu temperamentowi filmowemu i ekran przez moment wręcz eksploduje od emocji. Ale też treść, którą swym kunsztem aktorskim przekazuje Phoenix, z nóg nie ścina, znów słyszymy banały o pięknie życia i potrzebie przebaczania.
„Droga do przebaczenia" to fantastyczny film do dołączania w ramach promocji do kolorowych magazynów. Osoby, które szukają tanich okazji na DVD w kioskach, przyciągnie świetnym zestawem nazwisk. I po to takie filmy się kręci – bo na pewno nie po to, by przyciągnąć widzów do kina.Agaton Koziński
„Droga do przebaczenia" („Reservation Road”), reż. Terry George, USA, 2007