Istnieją pisarze, którzy nie dbają zbytnio o wizerunek publiczny. Często przywoływany przykład Kafki, proszącego przyjaciela, aby po śmierci spalił wszystkie jego pisma stanowi dowód na to, że niektórzy nie dbają nawet o własną twórczość. Mniej radykalni są, uznawani jeszcze do niedawna za różne wcielenia jednego autora, wybitni literaci amerykańscy, J.D. Salinger i Thomas Pynchon, którzy od kilkudziesięciu lat nie ujawniają swojego wyglądu. Szczególną grupę stanowią „pieszczochy” publiczności, przybierający najrozmaitsze – czasem absolutnie ekstremalne – pozy z zamiarem skupienia na sobie uwagi.
Tę ostatnią strategię obecności publicznej przyjmował chociażby Witold Gombrowicz. Z tym, że za przeróżnymi zachowaniami i wytrawnymi prowokacjami autora Bakakaju stał przemyślany i wyraźny program artystyczny. Pilnym uczniem Gombrowicza wydaje się być Michał Witkowski, którego najnowsza powieść Margot miała niedawno swoją premierę. Fakt ten był okazją do tyleż tryumfalnego, co bełkotliwego przemarszu Michaśki Literatki przez coraz mniej zainteresowane literaturą polskie media i może stanowić przyczynek do konstatacji, że za zachowaniami Witkowskiego stoi również wyraźny program artystyczny.
Pozostają jedynie wątpliwości, czy jest on w pełni przemyślany, bo na pewno jest mniej ciekawy od gombrowiczowskiego. A i sama literatura, która schodzi tutaj na dalszy plan, jest gorszej próby. Wrocławski autor zasłynął wydaną kilka lat temu debiutancką powieścią Lubiewo, która posiadała najwyższą wartość dzieła literackiego, mianowicie eksponowała przed czytelnikiem elementy światów, których ten nie miał okazji w ramach własnego doświadczenia poznać.
Poza tym Lubiewo ukazało się w szczególnym momencie. Był to czas zanim o swojej homoseksualności zaczęły publicznie opowiadać osoby z pierwszych stron gazet. Utwór stanowił rodzaj coming outu Witkowskiego, który chrzcząc swoje literackie alter ego Michaśką Literatką oraz nadając narratorowi i bohaterowi swoje cechy zaprosił czytelników do wyrafinowanej gry na pograniczu fikcji literackiej i rzeczywistości.
Dziś Michaśka nadal stara się pogrywać z czytelnikami. Jednak układ jest coraz mniej wciągający, a najnowsza powieść również zapowiada się gorzej. – Podchodzisz do Margot jako do literatury wysokiej, a to jest literatura popularna. Ona ma cię zabawić, gdy będziesz jechał pociągiem. (…) Poza tym jeżeli masz temat lans, to nie poradzisz. Musi tak być – mówi Tomaszowi Kwaśniewskiemu z „Gazety Wyborczej" autor obecnie stołeczny.
– Nie możesz myśleć: gdzie ja, dziadówka, do Warszawy, do „Polityki", do „Wyborczej", do „Vivy" do Srivy? Przecież tam tacy mądrzy państwo piszą, a ja ze wsi. Nie, takiego podejścia nie można mieć. Tylko takie: kto, jeśli nie ja?! – wyznaje Michaśka. Kolejne wypowiedzi są skrojone na miarę intelektu Joli Rutowicz albo Dody, o której też się zresztą w wywiadzie wspomina. Witkowski wyraża ogromną chęć częstszego goszczenia na łamach „Pudelka" i tak jak osoba pokroju celebryty, narzeka na media. – Mnie w tego pedała wrobili. Media mnie wrobiły, bo się ciągle musiałem jako pedał wypowiadać, a nie jako człowiek – żali się autor Fototapety.
Niestety żart przestaje działać. Widać zbyt mocne piętno gombrowiczowskiej płynnej tożsamości, która – niczym seksualność – „jest rzeczą (…) zależną od nastroju, otoczenia, miejsca, okresu w życiu". Witkowski skutecznie dekonstruując kolejne pytania zapuszcza się na skraj absurdu, gdzie słychać echo pytania o sens prowadzenia dyskusji, z założenia cierpiącej na brak sensu.
Pozostają jedynie wątpliwości, czy jest on w pełni przemyślany, bo na pewno jest mniej ciekawy od gombrowiczowskiego. A i sama literatura, która schodzi tutaj na dalszy plan, jest gorszej próby. Wrocławski autor zasłynął wydaną kilka lat temu debiutancką powieścią Lubiewo, która posiadała najwyższą wartość dzieła literackiego, mianowicie eksponowała przed czytelnikiem elementy światów, których ten nie miał okazji w ramach własnego doświadczenia poznać.
Poza tym Lubiewo ukazało się w szczególnym momencie. Był to czas zanim o swojej homoseksualności zaczęły publicznie opowiadać osoby z pierwszych stron gazet. Utwór stanowił rodzaj coming outu Witkowskiego, który chrzcząc swoje literackie alter ego Michaśką Literatką oraz nadając narratorowi i bohaterowi swoje cechy zaprosił czytelników do wyrafinowanej gry na pograniczu fikcji literackiej i rzeczywistości.
Dziś Michaśka nadal stara się pogrywać z czytelnikami. Jednak układ jest coraz mniej wciągający, a najnowsza powieść również zapowiada się gorzej. – Podchodzisz do Margot jako do literatury wysokiej, a to jest literatura popularna. Ona ma cię zabawić, gdy będziesz jechał pociągiem. (…) Poza tym jeżeli masz temat lans, to nie poradzisz. Musi tak być – mówi Tomaszowi Kwaśniewskiemu z „Gazety Wyborczej" autor obecnie stołeczny.
– Nie możesz myśleć: gdzie ja, dziadówka, do Warszawy, do „Polityki", do „Wyborczej", do „Vivy" do Srivy? Przecież tam tacy mądrzy państwo piszą, a ja ze wsi. Nie, takiego podejścia nie można mieć. Tylko takie: kto, jeśli nie ja?! – wyznaje Michaśka. Kolejne wypowiedzi są skrojone na miarę intelektu Joli Rutowicz albo Dody, o której też się zresztą w wywiadzie wspomina. Witkowski wyraża ogromną chęć częstszego goszczenia na łamach „Pudelka" i tak jak osoba pokroju celebryty, narzeka na media. – Mnie w tego pedała wrobili. Media mnie wrobiły, bo się ciągle musiałem jako pedał wypowiadać, a nie jako człowiek – żali się autor Fototapety.
Niestety żart przestaje działać. Widać zbyt mocne piętno gombrowiczowskiej płynnej tożsamości, która – niczym seksualność – „jest rzeczą (…) zależną od nastroju, otoczenia, miejsca, okresu w życiu". Witkowski skutecznie dekonstruując kolejne pytania zapuszcza się na skraj absurdu, gdzie słychać echo pytania o sens prowadzenia dyskusji, z założenia cierpiącej na brak sensu.