Wojna (nie)polityczna

Wojna (nie)polityczna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Cenzura w Niemczech, spór wewnętrzny w angielskiej Partii Pracy i debata w tamtejszym parlamencie – to żniwo, które zebrała pewna gra jeszcze przed swoją premierą. Call of Duty: Modern Warfare 2 ujrzał światło dzienne 10 listopada. Była to najbardziej oczekiwana gra roku, wokół której przez cały czas narastał szum. Gdy na kilka dni przed premierą twórcy wypuścili TEN filmik, emocje sięgnęły zenitu. A zaraz potem na CoD posypały się gromy.
Oburzenie wywołała jedna ze scen. W pewnym momencie nasz mężny wojak musi (uwaga, spoiler!) zinfiltrować grupę rosyjskich terrorystów. Trafiamy więc, wraz z kompanami-gangsterami, na lotnisko. Tam zaczyna się rzeź – uzbrojeni w ciężkie karabiny zbrodniarze zaczynają po prostu wybijać wszystkich cywilów, co do nogi. Przed graczem zaś stoi wybór: strzelać i iść dalej w imię „większego dobra" lub opuścić broń i zostać zdemaskowanym.

Taki moralny wybór (jakże realistyczny) i brutalność wzbudziły niesamowite emocje. W Niemczech wprowadzono cenzurę – jeśli gracz strzeli do niewinnego cywila, ujrzy napis „game over". W Wielkiej Brytanii sprawa miała jeszcze większy zasięg. Angielski „Daily Mail” zamieścił artykuł, w którym gra została poddana bezpodstawnej krytyce, właśnie ze względu na etap na lotnisku. Swoje 5 groszy zaraz potem dorzucił Keith Vaz, reprezentant Labour Party.

Jestem całkowicie zaszokowany poziomem przemocy w tej grze i szczerze zaniepokojony tym, jak realistycznie ona wygląd – stwierdził poseł i zapowiedział, że zorganizuje z tej okazji debatę w parlamencie. To z kolei wywołało reakcję kolegi Vaza z partii. Tom Watson, również poseł, stwierdził, że takie opinie są krzywdzące dla gier, graczy i całej branży. Tysiące ludzi jest zatrudnionych w tej branży, 26 milionów osób gra w gry. Powinniśmy mieć bardziej zrównoważony pogląd na nie, a nawet wspierać je w trudnych czasach – oświadczył Watson. I założył specjalną grupę na portalu Facebook, „Gamers Voice", która sprzeciwia się takiemu niesprawiedliwemu traktowaniu środowiska. 

W Polsce nikt jeszcze na to nie zwrócił uwagi, bo politycy mają wiele ważniejszych zajęć – kryzys, aferę hazardową i inne takie. Na dodatek polski dystrybutor wprowadził opcję, która pozwala ominąć brutalny „lotniskowy" etap, nie ma więc co poruszać sprawy. Za granicą jednak burza nie cichnie, wręcz przeciwnie. A twórcy tylko zacierają ręce, bo gra oprócz tego, że jest genialna, ma darmową promocję. I sprzedaje się jak świeże bułeczki.

O tym, że wydawca Call of Duty – Activision, ma zamiar przeznaczyć milion dolarów na stworzenie organizacji pomagającej znaleźć pracę kombatantom, nikt nie wspomina. A w Stanach problem jest poważny, bo aż jedna piąta byłych wojskowych nie może znaleźć zatrudnienia. Ale o tym się nie mówi, bo Activision to nie Madonna, by chwalić się adoptowanymi dziećmi - a media o to nie dbają. Liczy się tylko nagłaśnianie rzekomej brutalności i zainteresowanie, nawet kosztem wiarygodności.
A Call of Duty serdecznie polecam. Wszystkim, którzy ukończyli 18 lat, co na pudełku jest wyraźnie zaznaczone. Ale czerwonego znaczka z „osiemnastką" redaktorzy bulwarówki zapewne nie widzieli. Lub widzieć nie chcieli.