Gdy Hollywood kręci film o Rosjanach, możemy się spodziewać hektolitrów wódki i morza krwi. Gdy dorzuci do tego Gruzinów, dostaniemy małego chłopca uciekającego przed rosyjskimi tankami. Gdy w takiej produkcji pojawi się dodatkowo polski wątek, możemy być pewni, że usłyszymy przemówienie, gdzie padną słowa: „Yak she mache? God Bless Poland!”.
Wkrótce będziemy mieli okazję podziwiać najnowszą megaprodukcję twórcy „Szklanej pułapki" - Renny Harlin kończy pracę nad filmem „5 dni sierpnia" opowiadającego o wojnie rosyjsko-gruzińskiej z 2008 roku. Jak pamiętamy, jednym z bohaterów tej wojny był nasz zmarły prezydent Lech Kaczyński, który na wiecu w Tbilisi przekonywał, że „wszyscy jesteśmy Gruzinami!".
Amerykanie cenią takie historie. Biedny kraj podniósł rękę na imperium zła. Butelki z benzyną przeciwko czołgom. Bezbronni cywile z pistoletami przeciwko nowoczesnej technologii wojskowej. Amerykanie kochają, gdy słabszy przegrywa z silniejszym, ale w sensie symbolicznym, romantycznym odnosi wiekopomne zwycięstwo. Ależ podobni do nas ci Amerykanie!
Amerykańska wizja historii, demokracji, rzeczywistości innych państw jest właściwa tylko Amerykanom. Choć jest to państwo w którym przyszło na świat wielu wybitnych uczonych, pisarzy, sportowców, ekonomistów, jego obywatele generalnie niezbyt dobrze orientują się w realiach świata zewnętrznego. - Obawiam się, że z amerykańskiej perspektywy może wyglądać to trochę inaczej. To znaczy, te akcenty mogą być rozłożone nie tak, jak my to sobie przyswoiliśmy i tak jak to sobie wyobrażamy - powiedział o filmie Harlina Janusz Wróblewski, krytyk filmowy, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą. I słuszne są obawy Pana Janusza.
Aktor, który wcieli się w rolę Lecha Kaczyńskiego, Marshall Manesh znany jest głównie z ról w amerykańskich serialach, m.in. Prison Break, The X Files, Will & Grace. Grywał taksówkarzy (bo kto, jeśli nie Irańczyk może prowadzić taksówkę w Nowym Jorku?), kierowców limuzyn, terrorystów. Dlaczego jednak to właśnie Manesh ma zagrać polskiego prezydenta? Dlaczego nie znacznie bardziej przypominający Polaka Bob Hoskins? Hoskins miał nawet do czynienia z polską kinematografią („Tam, gdzie żyją Eskimosi"). W rezerwie pozostawał jeszcze Jarosław Kaczyński – który, było nie było, ma za sobą sceniczny epizod.
Amerykanie cenią takie historie. Biedny kraj podniósł rękę na imperium zła. Butelki z benzyną przeciwko czołgom. Bezbronni cywile z pistoletami przeciwko nowoczesnej technologii wojskowej. Amerykanie kochają, gdy słabszy przegrywa z silniejszym, ale w sensie symbolicznym, romantycznym odnosi wiekopomne zwycięstwo. Ależ podobni do nas ci Amerykanie!
Amerykańska wizja historii, demokracji, rzeczywistości innych państw jest właściwa tylko Amerykanom. Choć jest to państwo w którym przyszło na świat wielu wybitnych uczonych, pisarzy, sportowców, ekonomistów, jego obywatele generalnie niezbyt dobrze orientują się w realiach świata zewnętrznego. - Obawiam się, że z amerykańskiej perspektywy może wyglądać to trochę inaczej. To znaczy, te akcenty mogą być rozłożone nie tak, jak my to sobie przyswoiliśmy i tak jak to sobie wyobrażamy - powiedział o filmie Harlina Janusz Wróblewski, krytyk filmowy, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą. I słuszne są obawy Pana Janusza.
Aktor, który wcieli się w rolę Lecha Kaczyńskiego, Marshall Manesh znany jest głównie z ról w amerykańskich serialach, m.in. Prison Break, The X Files, Will & Grace. Grywał taksówkarzy (bo kto, jeśli nie Irańczyk może prowadzić taksówkę w Nowym Jorku?), kierowców limuzyn, terrorystów. Dlaczego jednak to właśnie Manesh ma zagrać polskiego prezydenta? Dlaczego nie znacznie bardziej przypominający Polaka Bob Hoskins? Hoskins miał nawet do czynienia z polską kinematografią („Tam, gdzie żyją Eskimosi"). W rezerwie pozostawał jeszcze Jarosław Kaczyński – który, było nie było, ma za sobą sceniczny epizod.
Być może Manesh zagra Lecha Kaczyńskiego dlatego, że inni potencjalni odtwórcy polskiego prezydenta byli zajęci. Może być to jednak równie dobrze kolejny wyraz amerykańskiej wizji świata. Polska? To gdzieś przy Europie. Azja? Bliski Wschód! Obok Gruzji w każdym razie. Jak Polak jedzie do Gruzji, to musi być to niedaleko. Inaczej, kto by się tam pchał? No i mamy Lecha Kaczyńskiego o kruczoczarnych brwiach i ciemnej karnacji. I choć to zapewne nieświadomy wybór, to jednak bardzo znamienny.
Amerykanie kręcą sensację o wojnie rosyjsko-gruzińskiej, w której ważną rolę odegrał Polak. Ciekawe, jak tak naprawdę Hollywood widzi naszego zmarłego prezydenta? Ja już widzę Manesha wykrzykującego w kierunku rosyjskich czołgów: „Yippie-kay-yay, Putin!".