W przejmującym obrazie, porównywanym do nagrodzonej Złotym Niedźwiedziem „Krwawej niedzieli” Paula Greengrassa, Antoni Krauze przypomina jedną z najmroczniejszych kart z historii PRL-u – grudzień 1970 r. „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł” wchodzi do kin 25 lutego.
Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni
Dzisiaj milicja użyła broni
Dzielnieśmy stali i celnie rzucali
Gdynia. Grudniowy wieczór. Zbliżają się święta. W domu stoczniowca Drywy radość z nowo nabytego mieszkania. Rodzinna atmosfera, dziecięcy śmiech. I nagle świąteczną atmosferę zakłócają wieści z Trójmiasta - w Gdańsku robotnicy zbuntowali się przeciwko władzom. Stocznie stanęły. Drastyczna podwyżka cen artykułów spożywczych, była kroplą, która przelała czarę goryczy. Co teraz? Co dalej?
Początkowo wydaje się, że z dużej chmury spadnie mały deszcz. Władza nawołuje, aby stoczniowcy wrócili do pracy. Wczesnym rankiem Stefania Drywa przygotowuje mężowi kanapki. Żegna go czułym pocałunkiem. Nie wie, że jej mąż wychodzi do pracy po raz ostatni...
Na drzwiach ponieśli go Świętojańską
Naprzeciw glinom, naprzeciw tankom
Chłopcy stoczniowcy pomścijcie druha!
Stacja Gdynia-Stocznia. Robotnicy wysiadają z pociągu. Tłum kieruje się ku stoczni, do pracy. I nagle - konsternacja. Na ich drodze stoi wojsko. Z megafonu ktoś nawołuje robotników do wycofania się. Padają strzały. Jeden, drugi, dziesiąty. Seria, za serią. Właśnie rozpętało się piekło.
Jeden zraniony, drugi pobity
Krwi się zachciało słupskim bandytom
To partia strzela do robotników
Polecenia władz są jasne – strzelać do tłumu. Ci, którym udało się uchronić od milicyjnych i wojskowych kul, trafiają do aresztów. Są bici i maltretowani. Metody są różne. Jednych można okładać pałką, innych gołymi pięściami. Młodzi robotnicy są wytrwali i silni. Żadna ze stron nie podda się dobrowolnie.
Nie płaczcie matki, to nie na darmo
Nad stocznią sztandar z czarną kokardą
Za chleb i wolność, i nową Polskę
Janek Wiśniewski padł.
O filmie Krauzego powiedzieć można z czystym sumieniem, iż zrobiony jest na najwyższym, światowym poziomie. "Czarny Czwartek" to pierwszy taki film od 40 lat. Krauzemu udało się bez zbędnego patosu poruszyć widza. Wzruszyć - dramatem PRL-owskiego everymana: w jednej chwili osiemnaście przeciętnych, robotniczych rodzin straciło swych najbliższych. I przerazić - mrożącym krew w żyłach spokojem z jakim wydano rozkaz, by strzelać do robotników.
"Czarny Czwartek" jest wielki w swym minimalizmie. Gra aktorska, na życzenie reżyseria, jest stonowana i wyważona. Warto zwrócić uwagę na wybitne kreacje Piotra Fronczewskiego jako Zenona Kliszki oraz Wojciecha Pszoniaka jako Władysława Gomułki, a także wzruszające role debiutującej na ekranie Marty Honzatko i znanego z „U Pana Boga za miedzą" Michała Kowalskiego. Na pierwszy plan wysuwa się dokumentalny obraz wydarzeń. Nie znajdziemy tu zbędnych ozdobników, patetycznych gestów i słów. Emocje rodzą się w widzu bez "wspomagania". Reżyser nie dzieli świata na "dobrych" i "złych". Widzimy milicjantów, którzy spuszczają głowy ze wstydu. Mamy przedstawicieli władz wychodzących do ludu.
"Czarny Czwartek" to jedna z największych i najbardziej oczekiwanych polskich produkcji. I trzeba przyznać, że warto było czekać.
Dzisiaj milicja użyła broni
Dzielnieśmy stali i celnie rzucali
Gdynia. Grudniowy wieczór. Zbliżają się święta. W domu stoczniowca Drywy radość z nowo nabytego mieszkania. Rodzinna atmosfera, dziecięcy śmiech. I nagle świąteczną atmosferę zakłócają wieści z Trójmiasta - w Gdańsku robotnicy zbuntowali się przeciwko władzom. Stocznie stanęły. Drastyczna podwyżka cen artykułów spożywczych, była kroplą, która przelała czarę goryczy. Co teraz? Co dalej?
Początkowo wydaje się, że z dużej chmury spadnie mały deszcz. Władza nawołuje, aby stoczniowcy wrócili do pracy. Wczesnym rankiem Stefania Drywa przygotowuje mężowi kanapki. Żegna go czułym pocałunkiem. Nie wie, że jej mąż wychodzi do pracy po raz ostatni...
Na drzwiach ponieśli go Świętojańską
Naprzeciw glinom, naprzeciw tankom
Chłopcy stoczniowcy pomścijcie druha!
Stacja Gdynia-Stocznia. Robotnicy wysiadają z pociągu. Tłum kieruje się ku stoczni, do pracy. I nagle - konsternacja. Na ich drodze stoi wojsko. Z megafonu ktoś nawołuje robotników do wycofania się. Padają strzały. Jeden, drugi, dziesiąty. Seria, za serią. Właśnie rozpętało się piekło.
Jeden zraniony, drugi pobity
Krwi się zachciało słupskim bandytom
To partia strzela do robotników
Polecenia władz są jasne – strzelać do tłumu. Ci, którym udało się uchronić od milicyjnych i wojskowych kul, trafiają do aresztów. Są bici i maltretowani. Metody są różne. Jednych można okładać pałką, innych gołymi pięściami. Młodzi robotnicy są wytrwali i silni. Żadna ze stron nie podda się dobrowolnie.
Nie płaczcie matki, to nie na darmo
Nad stocznią sztandar z czarną kokardą
Za chleb i wolność, i nową Polskę
Janek Wiśniewski padł.
O filmie Krauzego powiedzieć można z czystym sumieniem, iż zrobiony jest na najwyższym, światowym poziomie. "Czarny Czwartek" to pierwszy taki film od 40 lat. Krauzemu udało się bez zbędnego patosu poruszyć widza. Wzruszyć - dramatem PRL-owskiego everymana: w jednej chwili osiemnaście przeciętnych, robotniczych rodzin straciło swych najbliższych. I przerazić - mrożącym krew w żyłach spokojem z jakim wydano rozkaz, by strzelać do robotników.
"Czarny Czwartek" jest wielki w swym minimalizmie. Gra aktorska, na życzenie reżyseria, jest stonowana i wyważona. Warto zwrócić uwagę na wybitne kreacje Piotra Fronczewskiego jako Zenona Kliszki oraz Wojciecha Pszoniaka jako Władysława Gomułki, a także wzruszające role debiutującej na ekranie Marty Honzatko i znanego z „U Pana Boga za miedzą" Michała Kowalskiego. Na pierwszy plan wysuwa się dokumentalny obraz wydarzeń. Nie znajdziemy tu zbędnych ozdobników, patetycznych gestów i słów. Emocje rodzą się w widzu bez "wspomagania". Reżyser nie dzieli świata na "dobrych" i "złych". Widzimy milicjantów, którzy spuszczają głowy ze wstydu. Mamy przedstawicieli władz wychodzących do ludu.
"Czarny Czwartek" to jedna z największych i najbardziej oczekiwanych polskich produkcji. I trzeba przyznać, że warto było czekać.