Ani Roman Polański, ani Madonna nie zaskoczyli żadnego z uczestników 68 Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji. Polański zaprezentował kapitalny komediodramat „Rzeź”, a Madonna - pompatyczną biografię kochanki, a potem żony króla Edwarda VIII Wallis Simpson zatytułowaną „W.E.”.
Konkursowa „Rzeź" Romana Polańskiego to świetnie napisany i zagrany komediodramat, rozgrywający się w zasadzie w jednym pomieszczeniu. Pomieszczeniem tym jest mieszkanie, w którym odbywa się pojednawcze spotkanie rodziców, których synowie wdali się w bójkę. Pojednanie miało być zwykłą formalnością - winni mieli się przyznać do winy w akompaniamencie okrągłych zdań. Kurtuazyjna rozmowa szybko przerodziła się jednak w sprzeczkę, a ta z kolei w otwarty konflikt, podczas którego bohaterowie ujawnili swoje prawdziwe oblicza.
Powodem konfliktu jest matka Ethana - pobitego chłopca. Pisarka Penelope (w tej roli Jodie Foster), nie zgadza się na żadne ustępstwa i łagodzenie sytaucji. Stawia sprawę jasno: Zachary – chłopiec, który pobił jej syna - musi przeprosić z własnej woli i zrozumieć swój błąd. Innego zdania jest natomiast ojciec Zachary’ego, prawnik Alan (Christoph Waltz) (który, notabene, jako jedyny z całej czwórki nie ukrywa swoich intencji) przekonujący, że nic wielkiego się nie stało. Załagodzić sytuację starają się ojciec Ethana, przedsiębiorca Michael (John C. Reilly) zgadzający się ze wszystkim i z każdym oraz matka Zachary’ego Nancy (Kate Winslet), zdająca się rozumieć punkt widzenia Penelope. Rozmowa o bójce dzieci szybko schodzi jednak na inne tematy: stan małżeństwa Penelope i Michaela, styl życia rodziców Zachary’ego i wreszcie – dokonywane przez bohaterów życiowe wybory. Emocje zmieniają się, pogawędka przeradza się w pyskówkę, a przymilne uśmiechy we wrzaski. Prawdziwy konflikt generuje nie bójka chłopców, którzy zapewne szybko zapomną o całym zajściu, ale nieszkodliwe zapowiadające się spotkanie ich rodziców.
Choć akcja filmu rozgrywa się w jednym pomieszczeniu, to „Rzeź" całkowicie pochłania widza. Nic dziwnego - Polański to doświadczony reżyser, który potrafi utrzymać zainteresowanie widza do samego końca. Wraz z rozwojem fabuły Polański umiejętnie wyciąga kolejne asy z rękawa i robi to w taki sposób, abyśmy ani na moment nie oderwali wzroku od ekranu. „Rzeź”, będąca kinową wersją sztuki Yasminy Rezy „God of Carnage”, to kolejny, kapitalny film zaprezentowany w czasie konkursu głównego 68 MFF.
Dobrego zdania nie można natomiast powiedzieć o zaprezentowanym w Wenecji drugim fabularnym obrazie Madonny. Zaletą pokazywanego poza konkursem głównym „W.E" może być tylko to, że jest on mimo wszystko lepszy od pierwszego filmu znanej piosenkarki - „Mądrości i seksu”. To jednak marny komplement zważywszy na to, że „Mądrość i seks” jest jednym z najgorszych filmów, jakie w życiu widziałem.
„W.E" przypomina bardziej klip muzyczny niż fabułę. Piosenkarka opowiada historię za pomocą muzyki i szybkiego montażu i niemal zupełnie nie wykorzystuje do tego aktorów. Główną bohaterką jej filmu jest zdradzana przez męża kobieta o imieniu Wallis (Abbie Cornish). Jej imię nie jest przypadkowe - otrzymała je po Wallis Simpson, żonie króla Edwarda VIII. Wallis śni na jawie o dramatycznej love story amerykańskiej rozwódki i króla, który abdykował dla ukochanej. Mamy więc dwa dramaty - biograficzny i współczesny - które przeplatają się ze sobą. Zdecydowanie ciekawszy jest ten pierwszy: widać, że Madonna zrobiła porządny research przed przystąpieneim do zdjęć. Szkoda tylko, że nie potrafiła tego dobrze wykorzystać.
Powodem konfliktu jest matka Ethana - pobitego chłopca. Pisarka Penelope (w tej roli Jodie Foster), nie zgadza się na żadne ustępstwa i łagodzenie sytaucji. Stawia sprawę jasno: Zachary – chłopiec, który pobił jej syna - musi przeprosić z własnej woli i zrozumieć swój błąd. Innego zdania jest natomiast ojciec Zachary’ego, prawnik Alan (Christoph Waltz) (który, notabene, jako jedyny z całej czwórki nie ukrywa swoich intencji) przekonujący, że nic wielkiego się nie stało. Załagodzić sytuację starają się ojciec Ethana, przedsiębiorca Michael (John C. Reilly) zgadzający się ze wszystkim i z każdym oraz matka Zachary’ego Nancy (Kate Winslet), zdająca się rozumieć punkt widzenia Penelope. Rozmowa o bójce dzieci szybko schodzi jednak na inne tematy: stan małżeństwa Penelope i Michaela, styl życia rodziców Zachary’ego i wreszcie – dokonywane przez bohaterów życiowe wybory. Emocje zmieniają się, pogawędka przeradza się w pyskówkę, a przymilne uśmiechy we wrzaski. Prawdziwy konflikt generuje nie bójka chłopców, którzy zapewne szybko zapomną o całym zajściu, ale nieszkodliwe zapowiadające się spotkanie ich rodziców.
Choć akcja filmu rozgrywa się w jednym pomieszczeniu, to „Rzeź" całkowicie pochłania widza. Nic dziwnego - Polański to doświadczony reżyser, który potrafi utrzymać zainteresowanie widza do samego końca. Wraz z rozwojem fabuły Polański umiejętnie wyciąga kolejne asy z rękawa i robi to w taki sposób, abyśmy ani na moment nie oderwali wzroku od ekranu. „Rzeź”, będąca kinową wersją sztuki Yasminy Rezy „God of Carnage”, to kolejny, kapitalny film zaprezentowany w czasie konkursu głównego 68 MFF.
Dobrego zdania nie można natomiast powiedzieć o zaprezentowanym w Wenecji drugim fabularnym obrazie Madonny. Zaletą pokazywanego poza konkursem głównym „W.E" może być tylko to, że jest on mimo wszystko lepszy od pierwszego filmu znanej piosenkarki - „Mądrości i seksu”. To jednak marny komplement zważywszy na to, że „Mądrość i seks” jest jednym z najgorszych filmów, jakie w życiu widziałem.
„W.E" przypomina bardziej klip muzyczny niż fabułę. Piosenkarka opowiada historię za pomocą muzyki i szybkiego montażu i niemal zupełnie nie wykorzystuje do tego aktorów. Główną bohaterką jej filmu jest zdradzana przez męża kobieta o imieniu Wallis (Abbie Cornish). Jej imię nie jest przypadkowe - otrzymała je po Wallis Simpson, żonie króla Edwarda VIII. Wallis śni na jawie o dramatycznej love story amerykańskiej rozwódki i króla, który abdykował dla ukochanej. Mamy więc dwa dramaty - biograficzny i współczesny - które przeplatają się ze sobą. Zdecydowanie ciekawszy jest ten pierwszy: widać, że Madonna zrobiła porządny research przed przystąpieneim do zdjęć. Szkoda tylko, że nie potrafiła tego dobrze wykorzystać.