Jednym z ulubionych motywów twórczości malarza i fotografika Zdzisława Beksińskiego jest ludzka twarz. Jego najnowsza wystawa to "Fotografie 1953-1959".
"Fotografie 1953-1959" to kilkadziesiąt czarno-białych portretów autorstwa Beksińskiego.
Ekspozycja, którą będzie można od soboty zwiedzać w warszawskiej galerii Zachęta, obejmuje 145 obiektów - fotografii, fotomontaży i tzw. fotokolaży z kolekcji Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
"Oglądam je trochę jak własne zwłoki. To jest era Bolesława Bieruta i Edwarda Ochaba, coś, co już minęło. Pod większością z tych zdjęć bym się dzisiaj nie podpisał, teraz zrobiłbym to zupełnie inaczej" - przyznał artysta.
Beksiński zajął się systematycznie fotografią od 1953 roku. W okresie kilkuletniej działalności fotograficznej stworzył prace wysoko ocenione przez krytykę, śmiałe w stosunku do ówczesnych polskich trendów.
Tworzył fotografie abstrakcyjne, zacierające cechy przedmiotów, stanowiące fragmenty otaczającej rzeczywistości, np. płotów, siatek, tkanin, a także zapisy eksperymentów ze światłem i cieczami. Dorobek fotograficzny zamknął serią fotomontaży, polegających na zestawieniu różnych fotografii nie mających ze sobą uchwytnego związku.
Do stałych tematów jego zdjęć należały portrety. Część z nich była bardzo prosta kompozycyjnie, ale aranżował także zdjęcia z lustrami, w teatralnym makijażu, w plenerze.
"W fotografii skupiałem się głównie na portretach. To zostało mi do dziś, nadal najbardziej lubię pracować z twarzą. Przyjmuję twarz za najbardziej podstawowy element malarski, na którym można dokonywać bardzo daleko idących wariacji" - wyjaśnia Beskiński.
Idealnym dla niego modelem byłby łysy, pomarszczony starzec, najlepiej bez brwi, bo taką twarzą najlepiej się manipuluje.
"Gdy fotografowałem kobiety do fotomontażu, najczęściej wiązałem im włosy chustką, a one martwiły się, że będą źle wyglądać. Mówiłem im wtedy, że i tak będą źle wyglądać, bo ja z każdego robię potwora" - śmieje się malarz.
W ostatnich latach Beksiński zajął się grafiką komputerową. Nadal fotografuje, ale zdjęcia stanowią jedynie surowiec do pracy na komputerze.
"Komputer daje mi wiele możliwości - mogę dowolnie wykadrować zdjęcie, ustawić jego kontrast, miękkość przechodzenia szczegółów, zdeformować górę czy dół. Oczywiście konieczna jest pewna koncepcja, nie może to być tylko stereotypowe posługiwanie się programem. Chodzi o to, by praca zrobiona z maszyną nosiła cechy stylistyczne autora, posiadała atmosferę i przede wszystkim wartość artystyczną" - mówi Beksiński.
Fotografie Beksińskiego stanowią mało znaną część jego twórczości, artysta kojarzony jest głównie jako autor obrazów "wizyjnych". Ożywioną dyskusję wywołały prace, w których prowokacyjnie przeplatał ze sobą tematy erotyzmu i śmierci.
"Wszyscy mamy problem śmierci przed oczyma. Nie jestem wyjątkiem. Osobiście bardziej boję się umierania niż samej śmierci. Nie jest to lęk przed nicością, ale przed cierpieniem i tego się chyba bardziej obawiam" - mówił artysta.
Jego prace często określa się jako katastroficzne. Artysta mówi, że jest to niezamierzone. - "Chciałbym, żeby moje obrazy były piękne. Na obraz powinno się patrzeć jak na piękne obłoki czy pejzaż leśny. Mroczność moich obrazów to tylko mroczność farby, nie dokładajmy tu za dużo metafizyki".
"Pytają mnie często czy jestem pesymistą czy optymistą. To jest dość skomplikowane. Jestem pesymistą w sensie filozoficznym, ontologicznym. W życiu codziennym jestem bardzo wesołym człowiekiem" - zapewnia.
nat, pap
Ekspozycja, którą będzie można od soboty zwiedzać w warszawskiej galerii Zachęta, obejmuje 145 obiektów - fotografii, fotomontaży i tzw. fotokolaży z kolekcji Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
"Oglądam je trochę jak własne zwłoki. To jest era Bolesława Bieruta i Edwarda Ochaba, coś, co już minęło. Pod większością z tych zdjęć bym się dzisiaj nie podpisał, teraz zrobiłbym to zupełnie inaczej" - przyznał artysta.
Beksiński zajął się systematycznie fotografią od 1953 roku. W okresie kilkuletniej działalności fotograficznej stworzył prace wysoko ocenione przez krytykę, śmiałe w stosunku do ówczesnych polskich trendów.
Tworzył fotografie abstrakcyjne, zacierające cechy przedmiotów, stanowiące fragmenty otaczającej rzeczywistości, np. płotów, siatek, tkanin, a także zapisy eksperymentów ze światłem i cieczami. Dorobek fotograficzny zamknął serią fotomontaży, polegających na zestawieniu różnych fotografii nie mających ze sobą uchwytnego związku.
Do stałych tematów jego zdjęć należały portrety. Część z nich była bardzo prosta kompozycyjnie, ale aranżował także zdjęcia z lustrami, w teatralnym makijażu, w plenerze.
"W fotografii skupiałem się głównie na portretach. To zostało mi do dziś, nadal najbardziej lubię pracować z twarzą. Przyjmuję twarz za najbardziej podstawowy element malarski, na którym można dokonywać bardzo daleko idących wariacji" - wyjaśnia Beskiński.
Idealnym dla niego modelem byłby łysy, pomarszczony starzec, najlepiej bez brwi, bo taką twarzą najlepiej się manipuluje.
"Gdy fotografowałem kobiety do fotomontażu, najczęściej wiązałem im włosy chustką, a one martwiły się, że będą źle wyglądać. Mówiłem im wtedy, że i tak będą źle wyglądać, bo ja z każdego robię potwora" - śmieje się malarz.
W ostatnich latach Beksiński zajął się grafiką komputerową. Nadal fotografuje, ale zdjęcia stanowią jedynie surowiec do pracy na komputerze.
"Komputer daje mi wiele możliwości - mogę dowolnie wykadrować zdjęcie, ustawić jego kontrast, miękkość przechodzenia szczegółów, zdeformować górę czy dół. Oczywiście konieczna jest pewna koncepcja, nie może to być tylko stereotypowe posługiwanie się programem. Chodzi o to, by praca zrobiona z maszyną nosiła cechy stylistyczne autora, posiadała atmosferę i przede wszystkim wartość artystyczną" - mówi Beksiński.
Fotografie Beksińskiego stanowią mało znaną część jego twórczości, artysta kojarzony jest głównie jako autor obrazów "wizyjnych". Ożywioną dyskusję wywołały prace, w których prowokacyjnie przeplatał ze sobą tematy erotyzmu i śmierci.
"Wszyscy mamy problem śmierci przed oczyma. Nie jestem wyjątkiem. Osobiście bardziej boję się umierania niż samej śmierci. Nie jest to lęk przed nicością, ale przed cierpieniem i tego się chyba bardziej obawiam" - mówił artysta.
Jego prace często określa się jako katastroficzne. Artysta mówi, że jest to niezamierzone. - "Chciałbym, żeby moje obrazy były piękne. Na obraz powinno się patrzeć jak na piękne obłoki czy pejzaż leśny. Mroczność moich obrazów to tylko mroczność farby, nie dokładajmy tu za dużo metafizyki".
"Pytają mnie często czy jestem pesymistą czy optymistą. To jest dość skomplikowane. Jestem pesymistą w sensie filozoficznym, ontologicznym. W życiu codziennym jestem bardzo wesołym człowiekiem" - zapewnia.
nat, pap