Słyszeliście, że samozwańcza Madonna znowu nawiedzi nasz kraj? Znowu będzie głośno. Nie tylko na arenie Stadionu Narodowego, ale też wokół niego.
Poprzednim razem, gdy - ku uciesze setek tysięcy fanów - odwiedziła nasz kraj Madonna, nie obyło się bez protestów. Madonna złośliwie postanowiła bowiem zaśpiewać nam 15 sierpnia, czyli w dzień w którym, jak podaje Biblia, Maryja, matka Jezusa Chrystusa, wniebowstąpiła. Ten historyczny fakt stał się ważnym świętem dla znakomitej większości Polaków. To dzień, kiedy jesteśmy lepsi, kiedy mówimy sobie miłe rzeczy, kiedy skupiamy się na miłości i braterstwie. A wszystko dlatego, że Maryja, matka Jezusa Chrystusa, była wniebowzięta. A tu nagle jakaś Madonna. No i protestowali. Protestował Wojtek Cejrowski („Madonna znaczy to samo, co Notre Dame, Our Lady czy Nasza Pani czyli Matka Boża. Znaczy to samo, co Częstochowska Pani - Czarna Madonna!!! Oznacza bardzo konkretną osobę, która jest Matką naszego Zbawiciela i naszą własną"). Grzmiał też świętej pamięci Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski („Są granice, których w imię wolności twórczej przekraczać nie należy; do nich zaliczyć trzeba poszanowanie praw innych osób, w tym ich uczuć religijnych”).
Mimo tych głosów oburzenia Madonna przyjechała. Złośliwcy, a takich u nas wielu, szydzili z protestujących, że Madonna nawet nie ich zauważyła. Ale Madonna doskonale wiedziała, co się dzieje i być może dlatego nie była do końca sobą na scenie. Nie ufała nam. Nie czuła się tak dobrze, jak na koncertach w Buenos Aires, czy w Rio. Przynajmniej do czasu, kiedy tłumy odśpiewały „Sto lat" solenizantce. Wtedy lody puściły. I było pięknie. I było dobrze.
A że było pięknie i dobrze, to Madonna znów do nas przyjeżdża. Tym razem, by nie robić draki, zaśpiewa 1 sierpnia. Tylko co do tej draki… Niestety, choć Madonna ma swoich ludzi od rekonesansu, ci nie dowiedzieli się, że w Polsce ważne święto przypada każdego dnia. Bo jak nie Wniebowstąpienie, to rocznica wybuchu powstania warszawskiego. A polskie media już wiedzą: będą protesty, bo tak zapowiedzieli „niektórzy internauci". Wprawdzie media nie podały kim są ci „niektórzy internauci”, ale z pewnością są to osobniki, które wykorzystają każdy pretekst, by zaistnieć w medialno-celebryckim świecie. W rocznicę bitwy pod Psim Polem, pierwszej telewizyjnej emisji Janosika, śmierci świętego Dominika patrona Zakonu Kaznodziejskiego, przybycia do Australii pierwszych polskich osadników – też będą protestować, jeśli tylko w przyszłości Madonna umyśli sobie, aby śpiewać w Polsce akurat w tych terminach.
W całej sprawie nie martwi to, że garstka ludzi miernych już się czai, by zabłysnąć przed kamerami. Martwią te kamery. Nasza prasa znowu będzie przedstawiać narrację zaścianka, odparowującego napływ zachodniej zgnilizny. Znowu zapomni się o dziesiątkach tysięcy, które pójdą na koncert, setkach tysięcy, które by chciały, ale nie mogą, oraz milionach, które nie wiedzą, o co w ogóle chodzi. Ale mniejsza o większość - bo tak już jest na tym świecie, że jeśli można na czymś zarobić, to mniejszość potrafi być ważniejsza. W tym wypadku być może będzie to kilkadziesiąt osób, które zwyczajowo protestują. Bo taki mają pomysł na życie. I dużo wolnego czasu. Zbyt dużo. A nasza kochana prasa już wsadza kij w mrowisko, dolewa oliwy do ognia i posypuje rany solą. Nie byłoby żadnych protestów, nikt by się nie dowiedział, że mamy w Polsce kilku odszczepieńców z parciem na szkło – gdyby nie było tych, którzy chcą o nich pisać. Gdyby nasza kochana prasa nie wywoływała ich do tablicy. Ba – jestem pewien, że gdyby nawet tych kilkudziesięciu odszczepieńców nie było, to by się ich wymyśliło, albo zorganizowało. A czemu? Bo będzie się klikać, bo będzie się czytać, bo będzie się oglądać, a jak będzie się klikać, czytać i oglądać to będzie ecie-pecie. A przecież czego jak czego, ale ecia-pecia nie może zabraknąć.
Dlatego, kochana praso, dzięki za wolność, ale zamknij się.
Mimo tych głosów oburzenia Madonna przyjechała. Złośliwcy, a takich u nas wielu, szydzili z protestujących, że Madonna nawet nie ich zauważyła. Ale Madonna doskonale wiedziała, co się dzieje i być może dlatego nie była do końca sobą na scenie. Nie ufała nam. Nie czuła się tak dobrze, jak na koncertach w Buenos Aires, czy w Rio. Przynajmniej do czasu, kiedy tłumy odśpiewały „Sto lat" solenizantce. Wtedy lody puściły. I było pięknie. I było dobrze.
A że było pięknie i dobrze, to Madonna znów do nas przyjeżdża. Tym razem, by nie robić draki, zaśpiewa 1 sierpnia. Tylko co do tej draki… Niestety, choć Madonna ma swoich ludzi od rekonesansu, ci nie dowiedzieli się, że w Polsce ważne święto przypada każdego dnia. Bo jak nie Wniebowstąpienie, to rocznica wybuchu powstania warszawskiego. A polskie media już wiedzą: będą protesty, bo tak zapowiedzieli „niektórzy internauci". Wprawdzie media nie podały kim są ci „niektórzy internauci”, ale z pewnością są to osobniki, które wykorzystają każdy pretekst, by zaistnieć w medialno-celebryckim świecie. W rocznicę bitwy pod Psim Polem, pierwszej telewizyjnej emisji Janosika, śmierci świętego Dominika patrona Zakonu Kaznodziejskiego, przybycia do Australii pierwszych polskich osadników – też będą protestować, jeśli tylko w przyszłości Madonna umyśli sobie, aby śpiewać w Polsce akurat w tych terminach.
W całej sprawie nie martwi to, że garstka ludzi miernych już się czai, by zabłysnąć przed kamerami. Martwią te kamery. Nasza prasa znowu będzie przedstawiać narrację zaścianka, odparowującego napływ zachodniej zgnilizny. Znowu zapomni się o dziesiątkach tysięcy, które pójdą na koncert, setkach tysięcy, które by chciały, ale nie mogą, oraz milionach, które nie wiedzą, o co w ogóle chodzi. Ale mniejsza o większość - bo tak już jest na tym świecie, że jeśli można na czymś zarobić, to mniejszość potrafi być ważniejsza. W tym wypadku być może będzie to kilkadziesiąt osób, które zwyczajowo protestują. Bo taki mają pomysł na życie. I dużo wolnego czasu. Zbyt dużo. A nasza kochana prasa już wsadza kij w mrowisko, dolewa oliwy do ognia i posypuje rany solą. Nie byłoby żadnych protestów, nikt by się nie dowiedział, że mamy w Polsce kilku odszczepieńców z parciem na szkło – gdyby nie było tych, którzy chcą o nich pisać. Gdyby nasza kochana prasa nie wywoływała ich do tablicy. Ba – jestem pewien, że gdyby nawet tych kilkudziesięciu odszczepieńców nie było, to by się ich wymyśliło, albo zorganizowało. A czemu? Bo będzie się klikać, bo będzie się czytać, bo będzie się oglądać, a jak będzie się klikać, czytać i oglądać to będzie ecie-pecie. A przecież czego jak czego, ale ecia-pecia nie może zabraknąć.
Dlatego, kochana praso, dzięki za wolność, ale zamknij się.