- Myślę, że ta oscarowa noc była udana. To było pogodzenie tradycji z nowoczesnością. Mieliśmy powrót do najlepszego prowadzącego Billy'ego Crystala, nagrodzeni zostali twórcy, którzy reprezentują mistrzostwo w różnych dyscyplinach związanych z produkcją filmu. Udało się także odwrócić uwagę od faktu, że w 2011 roku nie powstał na świecie żaden wielki tytuł, który zmieniałby historię kina - stwierdził krytyk.
- Wygrali wszyscy, na których stawiali obserwatorzy. Także podejrzewałem, że "Artysta" okaże się najlepszy. Meryl Streep zasłużenie otrzymała Oscara za najlepszą rolę w "Żelaznej Damie" - komentował.
- Także Jean Dujardin zasłużył na Oscara. Wydaje mi się, że miał nieco trudniejsze zadanie niż George Clooney, ponieważ musiał zagrać rolę, w której stosował umiejętności warsztatowe od dawna nieużywane przez aktorów. Musiał odtworzyć starą technologię gry aktorskiej. W jego sukcesie jest wiele talentu, pracy i zapału. To jest oczywiście jednorazowa rzecz. Nie da się powtórzyć takiej roli - podkreślił.
- "Artysta", który miał 10 nominacji, otrzymał najważniejsze Oscary. Za najlepszy film, reżyserię, muzykę, pierwszoplanową rolę męską oraz za najlepsze kostiumy. "Hugo i jego wynalazek" miał 11 nominacji i otrzymał statuetki w bardziej rzemieślniczych kategoriach, co podkreśla jego wartość produkcyjną. Natomiast ostateczny efekt nie jest tak doskonały, jak w przypadku "Artysty" - zauważył krytyk.
- Cały czas mam żal, że podczas tej uroczystości nie wzięto pod uwagę filmu "Wstyd" Steve'a McQueena, który uważam za film najciekawszy, jeśli idzie o poszukiwanie języka filmowego, prawdziwego obrazu współczesnego człowieka w kinie. Mam świadomość, że Akademia przeoczyła nie tylko ten jeden film w tym roku. Natomiast spośród nominowanych wybrała trafnie te, które otrzymały Oscara - podsumował Raczek.
zew, PAP