Pawilon Emilia ma być tymczasową siedzibą muzeum, docelowo placówka ma się mieścić w obiekcie, który ma być budowę zaplanowano na pl. Defilad.
Na wystawie "Miasto na sprzedaż" można prześledzić historię reklamy w stolicy. Po raz pierwszy pojawiła się w XIX w. pod postacią sklepowych szyldów w językach polskim i rosyjskim. W dwudziestoleciu międzywojennym przybywało domów towarowych z luksusowymi wystawami i szyldami. Na ekspozycji zostanie też przypomniana historia reklamy w PRL, ulice rozświetlały wtedy kolorowe neony. Jak powiedział kurator festiwalu Tomasz Fudala, na ekspozycji prezentowane są zarówno przykłady wzorcowych, estetycznych rozwiązań, jak i prace będące dowodem na to, że bilbordy i banery mogą wprowadzać w mieście chaos i przeszkadzać ich mieszkańcom.
Ciekawe reklamy, zdaniem kuratora, warszawiacy mogli oglądać w okresie międzywojennym. Szczególnie zachęcające były wystawy sklepów z czekoladą Jana Fruzińskiego czy domu towarowego braci Jabłkowskich.
- Takim pozytywnym przykładem są też grafiki użytkowe i neony święcące na gmachach budynków w PRL - mówił. Projektowaniem i produkcją neonów zajmowało się wówczas przedsiębiorstwo PUR "Reklama", założone w 1956 r. Muzeum przejęło archiwum przedsiębiorstwa, dzięki czemu na wystawie można zobaczyć projekty neonizacji stolicy.
Pod hasłem "Miasto na sprzedaż" kryje się pytanie o przestrzeń publiczną. - Zastanawiamy się, czy może ona zostać w całości poddana komercjalizacji i gdzie wtedy mieszkańcy mogą realizować swoje potrzeby - mówił kurator. Jak podkreślił, reklama dobrze pokazuje obecne problemy z przestrzenią publiczną w Warszawie. - Każda nowa reklama na początku lat 90. witana była przez warszawiaków z entuzjazmem - zgodził się kurator. Według niego, kolorowe bilboardy nie tylko urozmaicały szare, postkomunistyczne ulice, lecz również były zapowiedzią nowoczesności. Dzisiaj jednak komercjalizacja przestrzeni publicznej w Warszawie przysparza jej mieszkańcom coraz więcej bolączek. - Na ulice wdarł się chaos na niespotykaną skalę, to dowód na to, że nie poradziliśmy sobie z rozwojem wolnego rynku - mówił Fudala. Problemem jest też wielkoformatowa reklama, która często przysłania okna mieszkań. - Jest bardzo trudno tę sprawę rozwiązać, bo w tej chwili prawo dotyczące reklamy zewnętrznej, rozsiane po ok. 30 ustawach, ciężko egzekwować - powiedział kurator.
Przepisy definiują reklamę zgodnie z nośnikiem, na którym się znajduje. Tymczasem reklamę należy zdefiniować abstrakcyjnie, w oderwaniu od nośnika. - Jeżeli mówimy, że reklama to jest billboard wkopany w ziemię, to ktoś zrobi reklamę na kółkach - twierdzi Fudala.
Więcej o festiwalu: www.warszawawbudowie.pl
em, pap