Lista kompromitujących pomyłek akademii jest równie długa, jak lista zdobywców statuetek. Orson Welles, Fritz Lang, Howard Hawks, Ernst Lubitsch, Alfred Hitchcock, Arthur Penn, George Lucas i Stanley Kubrick nigdy nie dostali Oscarów za reżyserię. Tego ostatniego wyróżniono jedynie za efekty specjalne w filmie "2001: Odyseja kosmiczna". Uznanie akademii zyskał za to reżyser "Rocky'ego" - niejaki John G. Avildsen. Najsłynniejsza aktorka wszech czasów Marilyn Monroe ani razu nie znalazła się nawet na liście nominowanych. Charlie Chaplin ma na koncie trzy Oscary: dwa honorowe, a trzeci za... współautorstwo muzyki do "Świateł rampy". Film powstał w 1952 r., ale z nagrodą zwlekano 20 lat, do jego premiery w Los Angeles.
Oscarowej premii nie doczekały się legendarne ekranowe diwy: Marlena Dietrich, Greta Garbo, Rita Hayworth, Ava Gardner i Lauren Bacall. Więcej szczęścia miały Patricia Neal, Shirley Booth czy Judy Holliday, tyle że dziś ich nazwiska nikomu nic nie mówią. Z mężczyznami było podobnie: Richard Burton, Steve McQueen, Cary Grant, James Dean i Gene Kelly zawsze odpadali w przedbiegach. Fred Astaire oscarową nominację dostał jako 76-letni dziadek. Wszystko wskazuje, że ich los podzieli Harrison Ford, choć on przynajmniej może się pocieszać gażą sięgającą obecnie 25 mln dolarów za film. Wśród laureatów w kategorii najlepsza pierwszoplanowa rola męska figurują natomiast panowie Art Carney, Broderick Crawford i Ronald Colman, o których istnieniu wiedzą tylko historycy kina. Honorowe Oscary pełnią często funkcję nagród pocieszenia. W tych kategoriach należy traktować statuetki dla Normana Jewisona (reżyser "Skrzypka na dachu"), Kirka Douglasa, Deborah Kerr (gwiazda "Stąd do wieczności"), Myrny Loy - femme fatale epoki kina niemego, zwanej "królową Hollywood", czy Alberta Broccoli - producenta filmów z Jamesem Bondem.
Justyna Kobus
Łukasz Radwan
Pełny tekst w najnowszym 1061 numerze tygodnika Wprost, w sprzedaży od poniedziałku 24 marca.