Początek lat 90. to czas świetności Riggana Thomsona, wcielającego się w filmowego superbohatera Birdmana. Trzecia część sagi o człowieku ptaku zarobiła miliony, studio przygotowywało się do kolejnego sequela. Ale Thompson propozycję odrzucił. Po 20 latach jest upadłym aktorem jednej roli, który wciąż próbuje udowodnić światu swój talent. Sztuka wystawiana na Broadwayu staje się jego ostatnią szansą. Alejandro González Iñárritu pokazuje przygotowania do przedstawienia. Obserwuje zaplecze teatru, relacje w zespole. Tworzy tragikomedię o dzisiejszym show-biznesie, gdzie ton wciąż nadają produkcje o mężczyznach w legginsach, którzy zbawiają świat. Przede wszystkim jednak portretuje tytułowego bohatera. – Mój bohater to współczesny Don Kichot. Popularny aktor i przeciętny facet, który za wszelką cenę pragnie być niezwykły – mówi reżyser.
„Birdmanem”, który otworzył tegoroczny festiwal w Wenecji, Iñárritu wpisuje się w całą serię filmów o gwiazdorach pobudzających masową wyobraźnię. Reżyserzy zastanawiają się, jak zmieniło się aktorstwo w dobie mediów społecznościowych i prasy brukowej. Opisują zawód trudny, niewdzięczny, wciągający człowieka na kolejne życiowe zakręty. Ale jednocześnie uzależniający. W roku śmierci Philipa Seymoura Hoffmana i Robina Williamsa te obrazy mają jeszcze silniejszy wydźwięk.
DYSTANS
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.