W listopadzie 1894 r. we Francji aresztowano młodego oficera artylerii Alfreda Dreyfusa, oskarżonego o zdradę na rzecz Cesarstwa Niemieckiego. Dreyfus miał przekazywać strategiczne informacje attaché wojskowemu niemieckiej ambasady. Dowodem był dokument, którego autor wyliczał rozmaite sekrety, jakie ma do zaoferowania nieprzyjacielowi. Attaché, beztroski bon vivant, zamiast tajne papiery palić, darł je i wyrzucał do śmietnika. Patriotycznie nastawiona sprzątaczka wydobywała szczątki z kosza i w konspiracji przekazywała je francuskiemu wywiadowi, gdzie układano z nich puzzle. Charakter pisma według pilnych wywiadowców wskazywał na Dreyfusa. I wszystko stało się jasne – nie dość, że Dreyfus pochodził z Alzacji, terytorium okupowanego wtedy przez Niemców, to jeszcze okazał się nieprzyzwoicie bogaty i prowadził interesy za wschodnią granicą. A przede wszystkim był Żydem, co tłumaczyło jego chciwość i nielojalność. – Istotna zmiana w postawie wobec Żydów nastąpiła we Francji niedużo wcześniej, po wojennej katastrofie roku 1870, gdy poniosła ona dotkliwą porażkę w starciu z Prusami – tłumaczy Robert Harris. – Ludziom trudno było uwierzyć, że coś takiego mogło się przydarzyć niegdysiejszej armii Napoleona. Francuska tożsamość uległa zachwianiu. „Czy nasze państwo jest słabe i bezbronne?” – pytano.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.