Tak mógłby się zaczynać kawał: dwóch Amerykanów jedzie do Włoch.
„Pasolini” jest dla nas obu przyśpieszoną lekcją włoskiej kultury. Abel Ferrara spłaca dług wobec własnych korzeni. Ja wżeniłem się w ten kraj, przeniosłem się tu i solidnie odrabiam pracę domową, żeby zostać porządnym Włochem. Uwiodły mnie kultura, historia, sposób mówienia, zachowania. Nawet miałem z tym problem, bo nagle złapałem się, że cokolwiek bym grał, gestykuluję jak stary Rzymianin. No i nauczyłem się języka. „Pasoliniego” nagraliśmy w dwóch wersjach, choć oczywiście jestem dużo lepszy po angielsku. Chcieliśmy, żeby ruch moich ust zgadzał się z dubbingiem. A dlaczego Amerykanin gra tak ważną postać włoskiej kultury? Bo może, bo mu to zaproponowano, bo chce. Jeśli komuś to przeszkadza, niech nakręci własny film.
Myśli pan, że dzisiaj Pier Paolo Pasolini jeszcze coś dla ludzi znaczy?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.