Kiedyś ludzie nie mieli wielkiego wyboru. Albo nosili hałaśliwe, choć niewątpliwie starannie wykonane i kosztowne buty skórzane, albo owijali sobie nogi szmatami, albo, o zgrozo!, paradowali boso, obnażając nędzę swojej egzystencji. But wyznaczał status – podkuty obcas sugerował fizyczną siłę i przynależność do kasty wojowników, zaś miarowe skrzypienie podeszew z grubej bydlęcej skóry wskazywało na przymioty intelektualne lub talenty do interesów. Oczywiście była cała masa sytuacji pośrednich, wszystkich tych obcasików dworskich dandysów, butów do konnej jazdy i zgrabnych trzewiczków panien na wydaniu. Nie zmieniało to jednak faktu, że solidne buty wydawały podczas chodzenia różne dźwięki, anonsując otoczeniu pojawienie się ich posiadacza. Po cichu stąpali tylko złoczyńcy i służba. Przynajmniej do czasu, gdy ktoś wpadł na pomysł, że właściwie ludzie mogliby zacząć chodzić na gumie.
CHŁOSTA GUMOWYM BUTEM
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.