Zrabowane czy ukryte?
Podczas powstania warszawskiego wiele cennych obrazów zostało wywiezionych do podwarszawskich miejscowości, m.in. do Milanówka. I wiele z nich przetrwało wojnę. Ustaliliśmy, że tak było na przykład z płótnami "Spotkanie" Tadeusza Pruszkowskiego oraz "Efemerydy" Kazimierza Stabrowskiego. Najprawdopodobniej ocalała też znaczna część przedwojennej kolekcji Maksymiliana Oderfelda, która została uznana za zniszczoną podczas wojny. Niedawno na aukcji pojawiło się na przykład płótno Józefa Pankiewicza "Ulica w Madrycie", pochodzące właśnie z tej kolekcji.
W lutym 2003 r. prywatnemu nabywcy sprzedano pastelę "Główka dziecka" Stanisława Wyspiańskiego, należącą niegdyś do kolekcji warszawskiej Zachęty. Praca była uważana za zaginioną - w spisie strat wojennych figuruje pod numerem 390. Niedawno w Polskim Domu Aukcyjnym Sztuka wystawiono na sprzedaż obraz Aleksandra Gierymskiego "Chłopiec niosący snop" - także rzekomo zaginiony.
Abolicja dla paserów
Muzealnicy, właściciele galerii oraz antykwariusze twierdzą, że dzieła, które ocalały, a wciąż są uznawane za zaginione, nie wypłyną w większej liczbie, jeśli nie ogłosi się czegoś w rodzaju abolicji dla obecnych właścicieli, czyli w jakimś sensie paserów. Prawo pierwokupu tych dzieł mogłyby mieć muzea. Dzięki abolicji wiele cennych dzieł zostałoby na nowo odkrytych dla polskiej kultury. Zaginione obrazy będą się zresztą pojawiać na aukcjach mimo nieogłoszenia abolicji - może z wyjątkiem tych najgłośniejszych. Po pierwsze dlatego, że obecnym właścicielom trzeba udowodnić, iż wstawiając obraz na aukcję, ukradli go lub działali w złej wierze, a to jest bardzo trudne. Po drugie, dotychczas muzea narodowe nie wygrały ani jednego procesu o zwrot należących kiedyś do nich dzieł, które znalazły się w rękach prywatnych, co oznacza, że de facto uznano prawo do nich nowych właścicieli. Od zakończenia wojny upłynęło już prawie 60 lat, większość świadków tamtych wydarzeń nie żyje. Ustalenie okoliczności, w jakich dzieła sztuki przechodziły z rąk do rąk, graniczy więc obecnie z cudem.
Rafael w Polsce?
W latach 1939-1945 straciliśmy połowę obiektów, które były w naszym posiadaniu przed wybuchem II wojny światowej. Są wśród nich obrazy Rafaela, Bruegla, van Dycka i Velazqueza. Pełnego katalogu zrabowanych dzieł sztuki jednak nie mamy. Podjęte po wojnie prace zespołu prof. Stanisława Tomkiewicza zablokowano, gdyż ówczesne władze obawiały się, że sporo zaginionych obiektów zrabowali Sowieci.
Katalog zaginionych podczas wojny zabytków zaczęto ponownie tworzyć w 1992 r. Do dziś udało się zebrać dokumentację ponad 50 tysięcy z nich. W wypadku publicznych kolekcji nie było to trudne. O tym, co naprawdę zrabowano z polskich dworów, pałaców, kościołów i klasztorów, możemy się nigdy nie dowiedzieć.
Niemcy zrabowali w Polsce ponad 52 tys. dzieł sztuki. Prof. Jan Pruszyński, specjalista w dziedzinie prawnej ochrony polskiego dziedzictwa kulturalnego, szacuje nasze straty w kulturze na 30 mld dolarów. Odzyskiwanie ich jest praktycznie niemożliwe, gdyż nasi zachodni sąsiedzi domagają się dokładnej dokumentacji i przedstawienia jednoznacznych dowodów, że poszukiwane dzieła znajdują się na ich terytorium. Tych warunków często nie jesteśmy w stanie spełnić. Listę zaginionych dzieł otwiera "Portret młodzieńca" Rafaela - w Muzeum Czartoryskich w Krakowie czekają na niego puste ramy. Możliwe, że to arcydzieło znajduje się w Polsce, lecz jego obecny właściciel nie ma odwagi się do tego przyznać. Gdyby w naszym kraju właściciele dzieł wywiezionych rzekomo przez Niemców i Rosjan mogli skorzystać z abolicji, dowiedzielibyśmy się, co naprawdę zrabowano.
Łukasz Radwan
Pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost". W sprzedaży od poniedziałku, 7 czerwca.
W numerze także:
Ruch Oporu Obywatelskiego (Jak obalić lokalnego tyrana - poradnik konspiratora).
oraz
ZUS fiction (Pół miliona złotych z naszych składek wydał ZUS na nikomu niepotrzebną imprezę - śledztwo TVN i "Wprost").