Dziś są statecznymi dziadkami. Niańczą wnuka, spacerują po sopockiej plaży, a wieczorami grają w scrabble. Ta stabilizacja jest dla nich czymś nowym, bo w związku Małgorzaty i Donalda Tusków zawsze aż buzowało od namiętności. Ona rzuciła dla niego chłopaka po tym, jak on zaczął ją publicznie całować. Pobrali się trzy miesiące później. Na zmianę kochali się i kłócili, raz byli nawet blisko rozwodu.
Kiedy Tuskowie dowiedzieli się, że będą dziadkami, marzyli o dziewczynce. Ale gdy usłyszeli, że będzie chłopiec, cieszyli się jak szaleni. Szczególnie kiedy syn pokazał im film z USG, na którym było widać malutkiego Mikołaja. Druga fala radości przyszła w lutym 2009 r., kiedy najmłodszy z rodu Tusków przyszedł na świat. Tym bardziej że był bardzo podobny do dziadka. – Nie spodziewałem się, że takie cudne maleństwo, trzy kilo z kawałkiem, może zdemolować cały świat wokół siebie. To jakaś kosmiczna siła – promieniał szef rządu. Egzamin z nowej roli dziadkowie zdają celująco. Babcia większość weekendów spędza w Sopocie, by zająć się Mikołajem i odciążyć młodych rodziców. Dziadek uwielbia zabawy z maluchem, ale przede wszystkim stara się… nie wtrącać. W prywatnych rozmowach ze znajomymi zaznacza, że wszystkie decyzje wychowawcze należą do syna Michała i jego żony Ani. Prymat synowej zdarzało mu się podkreślać nawet publicznie. – Nie miałem go jeszcze na rękach. Jestem lekko zagrypiony i synowa dałaby mi po łapach, wiedząc, że jeszcze pokasłuję – mówił w Radiu Zet w wywiadzie z Moniką Olejnik kilka dni po tym, jak został dziadkiem.
Czytaj więcej w czwartkowym wydaniu Wprost Light