Reżyser Jasper Schuringa jest tym pasażerem, który przeszkodził nigeryjskiemu terroryście w wysadzeniu samolotu z Amsterdamu do Detroit. Duńczyk uratował życie niemal 300 osób.
Samolot podchodził do lądowania, kiedy na pokładzie wybuchła panika.
– Nagle usłyszeliśmy huk. Brzmiał jakby wybuchła petarda – powiedział Jasper Schuringa, który leciał do USA, by spotkać się z przyjaciółmi. – Kiedy to wybuchło, wszyscy spanikowali, ktoś krzyknął „pali się"! – opowiada.
Schuringa spojrzał w lewą stronę. – Zobaczyłem dym unoszący się z siedzenia. Nie ociągając się – po prostu tam wskoczyłem – mówi.
Reżyser przedarł się przez czterech pasażerów, żeby dostać się do miejsca w którym siedział 23-letni Nigeryjczyk. Zamachowiec miał koc na kolanach. Cały się dymił, a spod jego nóg wydobywały się płomienie.
– Przeszukałem go i zobaczyłem, że ma coś przyczepione do nogi – relacjonuje Schuringa. Szybko zerwał z lewej nogi terrorysty palący się przedmiot, który przypominał małą butelkę z szamponem do włosów. Jak utrzymuje, ogień ugasił własnymi rękami. Dopiero chwilę później z gaśnicami przybiegła załoga pokładowa.
Wtedy Duńczyk wyciągnął zamachowca z krzesła i zaciągnął go do przedziału pierwszej klasy.
– Nie czuję się jak bohater – mówi dla „New York Post" Jasper Schuringa. – To przyszło zupełnie naturalnie. Musiałem coś zrobić zanim byłoby za późno – kończy.
– Nagle usłyszeliśmy huk. Brzmiał jakby wybuchła petarda – powiedział Jasper Schuringa, który leciał do USA, by spotkać się z przyjaciółmi. – Kiedy to wybuchło, wszyscy spanikowali, ktoś krzyknął „pali się"! – opowiada.
Schuringa spojrzał w lewą stronę. – Zobaczyłem dym unoszący się z siedzenia. Nie ociągając się – po prostu tam wskoczyłem – mówi.
Reżyser przedarł się przez czterech pasażerów, żeby dostać się do miejsca w którym siedział 23-letni Nigeryjczyk. Zamachowiec miał koc na kolanach. Cały się dymił, a spod jego nóg wydobywały się płomienie.
– Przeszukałem go i zobaczyłem, że ma coś przyczepione do nogi – relacjonuje Schuringa. Szybko zerwał z lewej nogi terrorysty palący się przedmiot, który przypominał małą butelkę z szamponem do włosów. Jak utrzymuje, ogień ugasił własnymi rękami. Dopiero chwilę później z gaśnicami przybiegła załoga pokładowa.
Wtedy Duńczyk wyciągnął zamachowca z krzesła i zaciągnął go do przedziału pierwszej klasy.
– Nie czuję się jak bohater – mówi dla „New York Post" Jasper Schuringa. – To przyszło zupełnie naturalnie. Musiałem coś zrobić zanim byłoby za późno – kończy.
"TVP.info", mm