Pani europoseł, która została zesłana przez swoją partię do Brukseli, najwyraźniej żal tamtych, straconych bezpowrotnie, dni. I jest za to zła na marszałka Bronisława Komorowskiego.
- I tak by pewnie trwało nadal, gdyby marszałek Komorowski nie pozazdrościł swoim kolegom nadmiaru swobód obywatelskich. Ten stateczny mąż żonie i ojciec dzieciom uznał, że pora przekształcić Dom Poselski w internat dla trudnej młodzieży. Zaostrzył regulamin na odpowiadający bardziej naturalnemu prawu niż doborowi. Wraz z równie bogobojnymi wicemarszałkami Sejmu, a może nawet i z błogosławieństwem miłościwie nam panującego kleru, nakazał posłom moralne prowadzenie. Uznał, że posłowie nie mają prawa przyjmować na noc w swoich pokojach nikogo poza żonami i dziećmi. Jedynym ustępstwem na rzecz świeckiego państwa jest zgoda na żony cywilne, a nie tylko konkordatowe. Nie sprawdza się także, czy dzieci są ochrzczone.
To oczywista fikcja. Poseł może przyjąć w pokoju każdego gościa, a ten może zostać do rana. Zadość stało się tylko obłudzie. Dulszczyzna przeniosła się z głowy marszałka Komorowskiego do Domu Poselskiego. Via Uchwała nr 36 Prezydium Sejmu RP z Roku Pańskiego 2009.
mm