Sarah Palin miała zostać gwiazdą pierwszego zjazdu tzw. Tea Party (Partii Herbacianej) zrzeszającej ludzi niezadowolonych z obecnego stanu amerykańskiej polityki. I rzeczywiście została. - Tu chodzi o ludzi a to jest coś o wiele większego niż jakiś charyzmatyczny facet z telepromterem - ironizowała mówiąc o prezydencie Baracku Obamie. Sama nie używała telepromptera. Ściągawkę miała... na swojej lewej dłoni.
Palin najpierw wygłosiła 40-minutowe przymówienie w którym wyliczyła wszystkie grzechy prezydenta Obamy, a potem odpowiadała na pytania z sali. Żeby przypadkiem nie zapomnieć o czym ma mówić na lewej ręce wypisała sobie słowa klucze: energia, cięcia budżetowe, podatki, podnieść nastroje Amerykanów. Dzięki temu nawet podczas improwizowanych odpowiedzi mogła być błyskotliwa. Niestety dla niej na sali były kamery...
Palin z miejsca stała się obiektem kpin całej Ameryki. Tym bardziej, że podobno za występ na zjeździe partii dostała 100 tysięcy dolarów. Skoro za godzinę pracy niedoszła pani prezydent miała zarobić aż 300 tysięcy złotych, to mogła się jednak po prostu przygotować do odpowiedzi. A jeśli nie - to przynajmniej ściągać tak, żeby nikt tego nie zauważył. Uczniowie umieją niepostrzeżenie ściągać tylko po to by dostać trójkę. Gdyby Palin odpaliła kilka zielonych jakiemuś studentowi pewnie lepiej przygotowałby ją do korzystania z pomocy naukowych. A tak klapa. Chytry dwa razy traci.
Palin z miejsca stała się obiektem kpin całej Ameryki. Tym bardziej, że podobno za występ na zjeździe partii dostała 100 tysięcy dolarów. Skoro za godzinę pracy niedoszła pani prezydent miała zarobić aż 300 tysięcy złotych, to mogła się jednak po prostu przygotować do odpowiedzi. A jeśli nie - to przynajmniej ściągać tak, żeby nikt tego nie zauważył. Uczniowie umieją niepostrzeżenie ściągać tylko po to by dostać trójkę. Gdyby Palin odpaliła kilka zielonych jakiemuś studentowi pewnie lepiej przygotowałby ją do korzystania z pomocy naukowych. A tak klapa. Chytry dwa razy traci.
"Gazeta Wyborcza", arb