"Od dwunastu lat jest na gdyńskiej plaży zjeżdżalnia wodna. Nieduża, niemała, coś około 85 metrów. W sam raz dla dzieciaków spragnionych wodnych igraszek. Gdy jest słońce i pogoda, kolejka przebierających nogami małych i nie tylko miłośników zjeżdżania stoi od rana do wieczora. Dwie siostry, sympatyczne, podwójnie uśmiechnięte właścicielki zjeżdżalni, sprzedają bilety, dbają o porządek, bezpieczeństwo i dobrą zabawę użytkowników" - taki sielankowy obraz plaży w Gdyni przedstawia na swoim blogu Senyszyn.
Jak w każdej bajce, tak i tutaj, jest jednak również ten zły: prezydent Gdyni Wojciech Szczurek, który podjął nie liczącą się z przebierającymi nogami decyzję o likwidacji zjeżdżalni. "Nieważne, że dzieciaki doskonale się bawią, że to miła i sympatyczna atrakcja, znakomicie poszerzająca ofertę rekreacyjną gdyńskiej plaży. Wszak dzieciaki nie korzystają z dwóch sąsiadujących barów ani boisk do siatkówki plażowej. Nie zawsze woda w zatoce nadaje się do kąpieli. A na zjeżdżalni woda zawsze czysta, zawsze mokra i przyjemnie ciepła" - ubolewa eurodeputowana.
"Panie Prezydencie, zwracam się do Pana o zweryfikowanie decyzji o likwidacji zjeżdżalni. Może warto? W przyszłości te dzieciaki będą mogły na Pana głosować" - apeluje Senyszyn.A my czekamy na apel episkopatu, który będzie zagrzewał prezydenta Gdyni do pełnej determinacji walki o likwidację zjeżdżalni. Wszak wróg naszego wroga... etc.
arb