- W kopalni zgłoszono zauważenie kogoś, kto prawdopodobnie nie powinien się tam znajdować. Podczas poniedziałkowej kontroli w jednym z wyrobisk trafiono na byłego pracownika kopalni. Nie miał przy sobie indywidualnej karty identyfikacyjnej, lampy, aparatu ucieczkowego - relacjonował rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego Krzysztof Jaros.
Rzecznik wyjaśnił, że właśnie brak jakiegokolwiek sprzętu był prawdopodobnie powodem niezauważenia obecności mężczyzny pod ziemią. Systemy bezpieczeństwa i identyfikacji pracowników kopalń opierają się bowiem o sprzęt elektroniczny - karty identyfikacyjne, nadajniki w lampach i ewidencję aparatów ucieczkowych. - Problem też w tym, że jeśli ten górnik pracował tam prawie 20 lat, wiele osób znało go z widzenia. Nie każdy musiał wiedzieć, że ta osoba już tam nie pracuje - powiedział rzecznik.
Według domysłów pracowników kopalni, byłemu górnikowi musiało pomóc doświadczenie. Znał bowiem drogi, sposoby wejścia, procedury związane ze zjazdami oraz metody omijania systemu kontroli. Przez wiele lat pracy pewnie dobrze poznał też podziemne wyrobiska zakładu - sięgające łącznie prawie 100 kilometrów.
Pytani, czy takiej ukrywającej się w kopalni osobie nie musiał pomagać ktoś z pracowników, przedstawiciele Holdingu nie chcą o tym przesądzać. Zapewniają natomiast, że we wszystkich kopalniach spółki wdrożono procedury uszczelnienia systemu identyfikacji i kontroli, mające zapobiec podobnym sytuacjom w przyszłości.
zew, PAP