Co najmniej pół kilograma marihuany rozprowadzili w ostatnich tygodniach w katowickiej kopalni "Wujek" czterej górnicy i ich wspólnik. Punktem przerzutowym była portiernia przy głównej bramie kopalni, gdzie dilerzy zostawiali paczki z narkotykiem.
- Z ustaleń śledztwa wynika, że pracownicy portierni nie wiedzieli, co jest w paczkach. Nie wykluczamy jednak, że w proceder było zaangażowanych więcej osób z kopalni. Sprawdzamy też, skąd pochodziły i do kogo trafiały rozprowadzane w zakładzie narkotyki - powiedział rzecznik katowickiej policji, podkom. Jacek Pytel. Nad tą sprawą policjanci z wydziału antynarkotykowego pracowali od kilku tygodni. Śledztwo wszczęto na podstawie informacji operacyjnych. Pytel nie skomentował informacji, że ich źródłem było anonimowe doniesienie, przekazane na specjalny telefon zaufania dla górników, uruchomiony w styczniu przez Wyższy Urząd Górniczy.
W ostatnich tygodniach policjanci gromadzili informacje o podejrzanych oraz dowody ich przestępczej działalności. Obserwacja potwierdziła, że na teren kopalni wprowadzane są narkotyki. Metoda ich dostarczania nie była wyrafinowana - górnicy korzystali z uprzejmości portierów, zostawiając przy bramie paczki "dla znajomego". W ten sam sposób odbierali później w kopertach pieniądze za dostarczony narkotyk.
Zatrzymani w ostatnich dniach w kopalni "Wujek" handlarze to mężczyźni w wieku od 28 do 35 lat, mieszkańcy Katowic oraz okolic Zawiercia. Czterej z nich to pracownicy kopalni. Przy zatrzymaniu znaleziono u nich 50 gramów marihuany. Wszyscy trafili do policyjnego aresztu. Grozi im do ośmiu lat więzienia.pap, ps