Swój projekt inwestor przedstawił już trzy lata temu: płytki obszar pomiędzy Helgolandem a Duene o długości jednego kilometra i szerokości 300 metrów zostałby wypełniony milionami metrów sześciennych piasku. Na tym terenie powstałyby hotele, domy gościnne, park rozrywki i plaże. Wszystko byłoby gotowe w ciągu dwóch lat i przekształciło wyspę w popularny kurort, zapewniając mieszkańcom miejsca pracy i dochody.
Obecnie Helgoland odwiedza średnio około 300 tysięcy turystów rocznie. Niektórzy przyjeżdżają głównie na bezcłowe zakupy, bo wyspa leży poza europejską unią celną. Największym problemem Helgolandu nie jest jednak brak rozwiniętej infrastruktury turystycznej, lecz szybko kurcząca się liczba ludności. Średni wiek mieszkańca wyspy to 58,5 roku - zauważa tygodnik "Der Spiegel". Dlatego zwolennicy planu powiększenia wyspy uważają, że inwestycja uratuje Helgoland przed powolnym wyludnieniem.
Projekt budził emocje i miał wielu przeciwników, którzy twierdzili, że rozwój turystyki zaszkodzi przyrodzie, a Helgoland utraci swój unikalny charakter. - W tej sprawie ludzie kierują się sercem. Nie wiem, jak zabiją serca ludzi - przyznał przed referendum burmistrz Helgolandu Joerg Singer w rozmowie z tygodnikiem "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung".
Helgoland był od XVIII wieku pod panowaniem Duńczyków, a na początku XIX wieku został zajęty przez Wielką Brytanię, która w 1890 r, przekazała wyspę Niemcom. W czasie I i II wojny światowej Helgoland był niemiecką baza morską. 18 kwietnia 1945 r. został zbombardowany przez nalot dywanowy bombowców alianckich. Mieszkańców wyspy ewakuowano. Po wojnie Helgoland służył Brytyjczykom za poligon bombowy. W 1952 wyspa została zwrócona rządowi RFN, po czym stopniowo przywrócono ich funkcje mieszkalne i turystyczne. Na Helgolandzie zmarł w 1850 r. i został pochowany polski generał Ignacy Prądzyński.
PAP, arb