Nie ma pewności, czy jest on przeszkolony w technice lądowania sań. Przed uzyskaniem zgody na lądowanie musiałby wykazać się wymaganymi profesjonalnymi kwalifikacjami. Po drugie w dniu lądowania musiałby wyrzec się sherry, a po trzecie stracić na wadze, by zminimalizować ryzyko "twardego lądowania". Ponieważ trudno wymagać od niego spełnienia tych warunków i nie ma możliwości sprawdzenia zawczasu, czy je spełnia, nie może liczyć na to, że dostanie zgodę na lądowanie w Cheltenham.
Gdyby jednak miało się okazać, że mimo niedopełnienia wymogów Santa wylądował bez pozwolenia, to nie ulega żadnej wątpliwości, że władze miejskie byłyby gotowe na taką nadzwyczajną sytuację. Zadbałyby o to, by na miejscu znaleźli się ludzie odpowiedzialni za schwytanie spłoszonych jeleni. Pogotowie elfów (skrzatów) byłoby pod telefonem i zostałoby skrzyknięte w okamgnieniu do udzielenia pomocy medycznej. Nie zachodzi zatem żadne ryzyko, że służby miejskie nie poradziłyby sobie z nadzwyczajną sytuacją, a mieszkańcy musieliby usuwać szczątki połamanych sań w czynie społecznym.
O wymaganiach stawianych Świętemu Mikołajowi przez władze Cheltenham poinformowało w piątek Stowarzyszenie Lokalnych Władz Samorządowych (LGA), które opublikowało listę dziwnych pytań kierowanych pod adresem władz lokalnych z powoływaniem się na FoI. Listę tę opublikowano, by napiętnować zaprzątanie uwagi lokalnych samorządów trywialnymi sprawami, absorbującymi czas i zasoby ludzkie. W ostatnich czterech latach liczba zapytań kierowanych do nich w trybie FoI podwoiła się.
zew, PAP