Przetarg na otworzenie przedwojennego, poniemieckiego sejfu ogłosił ostatnio Urząd Morski w Szczecinie. Chętni ślusarze mogą składać oferty do 3 maja. Nie będą mogli jednak zachować zawartości, bo tak - zgodnie z prawem - stanie się własnością Skarbu Państwa. O ile będzie wartościowa.
Jak donosi Tok FM, sejf jest "spadkiem" po pogranicznikach, którzy po 20 latach wyprowadzili się z budynku, w którym znajduje się kasa pancerna z nietypową zawartością. - Wychodząc dali znać, że zostawiają sejf, bo nie jest ich własnością i nigdy go nie otwierali - opowiada dyrektor Urzędu Morskiego, Andrzej Borowiec. Nikt nie wie, co może znajdować się w środku. - Może jakieś stare dokumenty, a może tylko kurz na półkach - przypuszcza.
Państwowa placówka chce uniknąć domysłów odnośnie zawartości skarbca, dlatego rozważa publiczne otworzenie sejfu. Nie wiadomo, gdzie mogą znajdować się klucze do kasy pancernej, ani nawet, czy kiedykolwiek - po zamknięciu - ktoś zaglądał do środka. Pewne jest tylko, że tajemniczy obiekt służył ostatnio za... podstawkę pod kserokopiarkę.
Otwarcia sejfu nie zamierza się podejmować jeden z bardziej znanych szczecińskich ślusarzy, Tadeusz Guzikowski. Jego zdaniem, nie da się dostać do środka, bez zniszczenia samego sejfu. - Ja bym się tego nie podjął. Tu w grę wchodzi tylko szlifierka - wyjaśnia.
Guzikowski wspomina też, że otwierał już kilka takich kas pancernych i nie jest to krótki wysiłek - może zająć nawet kilka godzin. Ślusarz opowiada, jak kilka lat temu jednemu ze zleceniodawców bardzo zależało na zawartości sejfu. Na tyle, że pozwolił na zniszczenie samego schowka. - Jak zobaczyłem, co jest w środku, oniemiałem. Kilka słoików miodu i dwie butelki spirytusu - wspomina.
Państwowa placówka chce uniknąć domysłów odnośnie zawartości skarbca, dlatego rozważa publiczne otworzenie sejfu. Nie wiadomo, gdzie mogą znajdować się klucze do kasy pancernej, ani nawet, czy kiedykolwiek - po zamknięciu - ktoś zaglądał do środka. Pewne jest tylko, że tajemniczy obiekt służył ostatnio za... podstawkę pod kserokopiarkę.
Otwarcia sejfu nie zamierza się podejmować jeden z bardziej znanych szczecińskich ślusarzy, Tadeusz Guzikowski. Jego zdaniem, nie da się dostać do środka, bez zniszczenia samego sejfu. - Ja bym się tego nie podjął. Tu w grę wchodzi tylko szlifierka - wyjaśnia.
Guzikowski wspomina też, że otwierał już kilka takich kas pancernych i nie jest to krótki wysiłek - może zająć nawet kilka godzin. Ślusarz opowiada, jak kilka lat temu jednemu ze zleceniodawców bardzo zależało na zawartości sejfu. Na tyle, że pozwolił na zniszczenie samego schowka. - Jak zobaczyłem, co jest w środku, oniemiałem. Kilka słoików miodu i dwie butelki spirytusu - wspomina.
mp, szczecin.gazeta.pl