Kiedy policzono głosy okazało się jednak, że nieoczekiwanie wybory wygrał... hotelarz Fabio Borsatti, który otrzymał 160 głosów, podczas gdy kandydat, któremu zgodził się wyświadczyć przysługę, zaskarbił sobie przychylność 117 wyborców. Kiedy hotelarz dowiedział się po zakończonych wyborach o swoim zwycięstwie, powiedział lokalnym mediom, że nie może w to uwierzyć i nie ma czasu na sprawowanie nowego stanowiska ponieważ przygotowuje się do przyjęcia piłkarskiego klubu Juventus, który ma przyjechać do jego hotelu na krótki wypoczynek i uroczystość z okazji zdobycia mistrzowskiego tytułu w Serie A. - Zostawcie mnie spokoju - prosił dziennikarzy nowy burmistrz, który wyznał, że sam „nie poszedł nawet głosować, bo chciał, żeby wygrał Gino". - Moja córka, moja siostra, mój ojciec i moja żona także głosowali na niego - dodał.
Zarówno triumfator wyborów, jak i przegrany mają teraz poważny problem instytucjonalny, który - jak się zauważa autor artykułu na łamach największej włoskiej gazety - sięgnął poziomu niezamierzonego absurdu. Wkrótce obaj bohaterowie tej historii mają ogłosić wspólny komunikat i poinformować o swych planach. „Prawdziwy" kandydat ma nadzieję, że w ramach swoistej nagrody pocieszenia otrzyma stanowisko wiceburmistrza.PAP, arb