Tymon Staniszewski: Na odwrocie książki „Dynastia Miziołków” jest napisane, że rodzina, która w niej występuje, istniała naprawdę, czy to prawda?
Joanna Olech: Istniała, istnieje, ale książka była napisana dość dawno temu. Byłam wtedy mamą jedenastoletniego Miziołka, to ja jestem Mamiszonem, mój mąż to Papiszon. Miziołek ma dwie siostry Kaszydło i Małego Potwora. Wszyscy oni jak najbardziej istnieli naprawdę, tyle tylko, że teraz są dorośli, bo sporo czasu minęło. Miziołek jest więc już żonaty, nawet urodziła mu się córeczka Maja, która ma pół roku. Więc owszem, to wszystko to prawda, pisałam po prostu o mojej rodzinie. W książce umieściłam też przyjaciół mojego syna i to właśnie byli Piroman czy Zarazek, ale już na przykład Fifa i Kuczmierowski byli moimi szkolnymi kolegami, których po prostu zapamiętałam ze szkoły i zmieszałam ich i moich przyjaciół, którzy teraz są starszymi panami - z przyjaciółmi Miziołka, którzy teraz mają trzydziestkę. Prawdziwa też jest postać pani Barszcz. Ona ma wszystkie cechy mojej wychowawczyni szkolnej, tyle tylko, że zmieniłam jaj nazwisko, no i nasi sąsiedzi czy przyjaciele. Nawet szczur. Wszyscy oni jak najbardziej istnieli, co nie znaczy, że wszystko co jest w książce, jest prawdą.
Ile historii z książki wydarzyło się naprawdę?
Na początku umieszczałam w tej historii nasze różne anegdoty czy historyjki, jakie rzeczywiście się wydarzyły. Oczywiście tych anegdot nie starczyło na długo, bo to nie jest tak, że w każdym domu dzieje się coś emocjonującego. Więc potem zaczęłam wypytywać znajomych i sąsiadów. Okazało się, że każda z tych osób miała do opowiedzenia przynajmniej jedną historię ze szkoły, z podwórka albo właśnie domu, więc to jest taki mix.
A dlaczego bohaterowie nie mogą się nazywać normalnie tylko tak dziwnie jak: Papiszon, Mamiszon czy właśnie Miziołek?
Jest mnóstwo książek, w których są właśnie tata, mama. I ja się też takich książek mnóstwo naczytałam. Poza tym my mieliśmy zawsze skłonność do tego, żeby nadawać naszym dzieciom przezwiska i teraz kiedy się urodziła wnuczka i ona ma na imię Maja, tośmy ją nazwali Jamajka. Pewnie to przezwisko jeszcze długo będzie musiała znosić. Tak po prostu w naszej rodzinie było. Nie specjalnie się więc wysilałam, żeby wymyślać te przezwiska.
Miała pani szczura?
Szczur należał do mojego kuzyna . Był biały z czerwonymi oczami, czyli albinos, bardzo bystry. Po paru latach okazało się, że te katary sienne, na które cierpiał kuzyn spowodowane są alergią na szczury. Rodzina musiała więc się go pozbyć i oddała go znajomym, ale tak, szczur istniał naprawdę. To jest właśnie to, o czym mówię: zmieszane są prawda i kłamstwo. W moim domu na przykład był szop pracz, który w książce nie zaistniał. Pojawia się w innym opowiadaniu. To nie jest częste, by w domu trzymać szopa. Nazywał się Franek i pochodził z Zoo, ponieważ mój tato przyjaźnił się z dyrektorem Zoo i dali nam do wychowania taką sierotkę porzuconą przez matkę.
Dlaczego Miziołek i jego koledzy nawzajem sobie nie pomagali?
Ten świat w książce jest bardzo chłopięcy. Ona jest napisana z perspektywy jedenastolatka. Bardzo się starałam, by zachować prawdę o jedenastoletnich chłopcach. Oni oczywiście są dosyć oporni, nieokrzesani i bardzo głęboko skrywają swoje uczucia. Nie tylko Miziołek ukrywa, że się kocha w Beacie i próbuje nadać temu taki kształt: phi, co tam dziewczyny. Wszystkie uczucia tak głęboko chowają, bo uważają, że to nie jest męskie i to jest właśnie taka prawda o jedenastoletnich chłopcach - oni byli tacy nieokrzesani.
Miziołek i jego koledzy byli nierozłączni, ale na zewnątrz przybierali pozy typowe dla chłopaków, czyli na przykład jestem twardzielem. Autor ma ten dylemat, że jak już napisze książkę w dobrej intencji, to nagle się okazuje, że ktoś dostrzega to, co mnie umknęło. Miziołek często mówi, że baby są głupie. Oczywiście jak ja to piszę, to dziewczyny czytające tę książkę nie czują się z tym najlepiej. Wiem, ponieważ byłam mamą Miziołka. Wiedziałam, że dziewczyny go pociągały, że je lubił, że szukał ich towarzystwa, ale w książce obstaje przy takiej masce twardziela, co się z babami nie zadaje. To może być mylące, bo Miziołek i jego kumple to w gruncie rzeczy są fajni chłopcy i wyrośli na fajnych dorosłych.
Jak pani wspomina własną szkołę?
Z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony szkoła nigdy nie była dla mnie źródłem opresji - dobrze się uczyłam, miałam dobre stopnie. Moim problemem nie byli nauczyciele, ale to, że byłam najniższa w klasie. Dość powiedzieć, że jak skończyłam ósmą klasę, ważyłam dwadzieścia dziewięć kilo, no to łatwo sobie wyobrazić jak wyglądałam, jak kurczak -tak? Byłam najmniejsza w klasie. Zawsze na wuefie ciemięga, do drużyny siatkówki wybierana jako ostatnia i tak dalej, i tak dalej. Bardzo mi dokuczano i nie miałam serdecznych przyjaciół. Miziołek sobie w szkole radził zdecydowanie lepiej. Mówię o jego relacjach przyjacielskich. Czułam się osamotniona przez to, że byłam tą cholerną prymuską, a to nie jest łatwa rola dla jedenastoletniej dziewczyny.
Czy pierwowzorem Pompona jest Alf?
Są podobieństwa, na przykład to, że Pompon nie lubi kotów, więc się od razu narzuca, że Alf. Dopiero czytelnicy uświadamiają pewne podobieństwa. Podobieństwa są oczywiste, ja się w ogóle od nich nie próbuję wyłgać. Nie były zamierzone, tylko one gdzieś tam mieszkały w mojej głowie. Czytałam bardzo dużo książek, oczywiście oglądałam też telewizyjnego Alfa i te wszystkie postacie, które się gdzieś stykały w mojej głowie, nagle wyskakują. „Miziołki” były porównywane i do „Mikołajka”, i do „Tomka Sawyera”, Pompon był porównywany do „Tabalugi”. Tych podobieństw jest tam bardzo dużo, po prostu autor ma w głowie taką kaszę złożoną ze wszystkich lektur, które przeczytał i potem z tego się lepi jakąś postać. Najbardziej Pompon jest podobny do mojej najmłodszej córki. Tej samej, która w „Miziołkach” występuje jako Mały Potwór, jeszcze nie umie mówić i w ogóle jest niemowlęciem. Moja najmłodsza córka Anka wyrosła na osobę bardzo buntowniczą i bardzo wesołą rozrabiakę, o takiej nieposkromionej naturze i właściwie to ona jest do Pompona najbardziej podobna .Ona nie jest smokiem, ma się rozumieć, nie jest zielona, ale ma cechy Pompona. Poza tym ja zawsze tych moich bohaterów obdarzam cechami, o których ja marzyłam. Chciałam być trochę bezczelna, zuchwała i śmiała, a częściej bywałam zawstydzona, najmniejsza – takie chuchro klasowe.
A ten Mały Potwór – jak w Miziołkach - naprawdę zabierał różne rzeczy?
Jak to niemowlę, tak jak to małe dziecko co dopiero zaczyna stawiać pierwsze kroki. Oczywiście nieźle rozrabiała, ale to nie ze złej woli, tylko po prostu taka jest natura małych dzieci, że one robią różne niewybaczalne rzeczy, porywają niektóre przedmioty, zakopują je w doniczkach i tak dalej. No po prostu taki był Mały Potwór. Szczerze mówiąc, taki też był Miziołek. Kaszydło w książce jest dosyć niesfornym dzieckiem a prawdziwe Kaszydło, czyli moja starsza córka Kasia, jest z całej trójki najbardziej nieśmiała i skromna , i małomówna. Do książkowego bohatera jest chyba najmniej podobna.
Dlaczego Pompon trafił akurat do rodziny Fisiów?
Ja nie wiem, skąd on się wziął w tej kanalizacji. On nie ma żadnej przeszłości, nie pamięta swoich rodziców. Dlaczego u Fisiów? Dlatego, że znęcił go akurat ten wylot rury kanalizacyjnej, a nie inny. Równie dobrze mógł wylądować piętro wyżej u posiadaczki Pusi pani sąsiadki. Nie wiem tego. Gdzieś tam pojawił się w głowie pomysł, że on ma wyjść z odpływu umywalki.
A dlaczego rodzina nazywa się Fisiowie?
Fisiowie to takie nazwisko, które coś mówi. Gdybym ich nazwała rodziną Kowalskich albo Kwiatkowskich to byłaby jeszcze jedna rodzina Kowalskich. Ale Fisiowie to znaczy tacy zwariowani. Taki sam kłopot się pojawił, kiedy książka była tłumaczona na języki słowacki i francuski. Tłumaczka na język słowacki nazwała rodzinę Fisiów rodziną Rybarczyków i książka się nazywa „Pompon w rodzinie Rybarczyków”. Rybarczyk to jest takie nazwisko na Słowacji, jak u nas Kowalski czy Kwiatkowski. To jest zupełnie zwyczajne nazwisko, natomiast tłumaczka francuska dostrzegła, że rodzina Fisiów jest związana z fisiem, czyli trochę z wariactwem. Ona tę rodzinę nazwała Zinzin. Zęzę po francusku też co prawda nic nie znaczy, ale jest słowem śmiesznym i dobrze oddaje charakter tej rodziny. Nie chciałam, żeby oni się nazywali Wiśniewscy, tylko żeby był sygnał, że Gniewosz i Malwina są trochę tacy nietypowi.
Na ich miejscu też bym się na takiego smoka zdenerwował, gdyby takie rzeczy wyprawiał.
Wiesz jak to jest ze zwierzętami w książkach dla młodzieży. Zwierzęta mają ludzkie cechy. To jest jeszcze jedna osoba na specjalnych prawach, ponieważ jest pokryta zieloną łuską i jest nieduża. Stosunek do niej musi być szczególny. To nie jest pies. Chciałam, żeby Pompon był pyskaty, bo ja miałam bardzo surową babcię w dzieciństwie, która mnie krótko trzymała. Nigdy nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby być taka zuchwała jak Pompon. Dlatego zarówno Miziołek jak i Pompon są bardzo wyszczekani. Śmiało mówią rzeczy, których lepiej, żeby nie powiedzieli.