Hemingway jest nadal – mimo że nie żyje już od ponad sześćdziesięciu lat – traktowany jak pisarz współczesny, jest czytany bez przymusu i pamiętany. I to jest zaskakujące, bo gdyby poważnie potraktować dzisiejsze „umysłowe” mody, powinien być usunięty jako symbol artysty maczystowskiego. Pod każdym względem. Choć z drugiej strony, gdy się go uważnie czyta łatwo odkryć, że pod tą maską twardziela – podobnie jak w przypadku naśladującego go naszego Marka Hłasko – krył się prawdziwy liryk, gotowy do wzruszeń.
Może to jednak jest literatura na dzisiejsze czasy. I zajęcie na teraz – odskrobywanie patriarchalnej skorupy w celu odkrycia pod nią „małej dziewczynki”, jak to Kazimierz Kutz opisywał Janusza Głowackiego. Nie bez powodu przecież wydawnictwo Iskry systematycznie wznawia utwory Hłaski, a wydawnictwo Marginesy ruszyło z serią nowych przekładów prozy Hemingwaya, żeby go uwspółcześnić i jeszcze bardziej przybliżyć dzisiejszym czytelnikom.
Właśnie ukazał się w tym cyklu jeden z trzech najważniejszych utworów Hemingwaya – obok „Komu bije dzwon”, „Stary człowiek i morze” oraz „Pożegnanie z bronią”. Taka inicjatywa wydawnicza musiała zostać poprzedzona rozpoznaniem rynku – nikt by się przecież nie porywał na inwestowanie pieniędzy w przekłady i produkcję, gdyby nie było popytu na książki Hemingwaya.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.