– „Rzym. Najpiękniejsze wakacje” to powieść-przewodnik. Dlaczego zdecydowała się pani właśnie na taką formę?
– To pytanie zadają mi prawie wszyscy. Nie jest to forma nowa w literaturze. Sięgnęłam po nią chętnie, po to, aby nie zanudzić czytelnika. Klasyczne przewodniki turystyczne po Rzymie zawierają lakoniczne informacje. Przewodniki archeologiczne, podręczniki historii i historii sztuki, teksty źródłowe są natomiast niejednokrotnie zbyt trudne. Połączenie profesjonalnej wiedzy na temat Rzymu i jego zabytków z fabułą przygodową oraz komedią romantyczną, wydało mi się najlepszym rozwiązaniem by trafić do szerszej grupy czytelników. Dodatkowo książkę można czytać na trzy sposoby. Od deski do deski, śledząc przygody Elizy i bieg zaskakujących wydarzeń. Rozdziałami, które są już gotowymi trasami po Rzymie. Podrozdziałami, z których każdy opowiada o jakimś miejscu lub zabytku i jest już sam w sobie opowiadaniem. Możliwe jest więc czytanie na wyrywki. Ale ci, którzy tak zaczęli, wracają do początku, by poznać całą historię Elizy.
– Ponad siedemset stron to jednak duże wyzwanie dla czytelnika, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy wszystko przyśpieszyło, a czas jest luksusem.
– Kiedy mój wydawca, Paweł Książki, usłyszał, że książka ma tyle stron, powiedział: „Świetnie! Ludzie lubią grube książki, bo przynajmniej wiedzą za co płacą”. „Rzym. Najpiękniejsze wakacje” to nie jest produkt szybkiej i jednorazowej konsumpcji. Książka została znakomicie wydana przez Wydawnictwo Czarna Owca. Ma piękną, luksusową szatę graficzną, a papier jest dobrej jakości. Choć to cegła, biorąc ją w rękę, zdajemy sobie sprawę, że jest lekka, poręczna i bardzo dobrze się ją czyta. Sama byłam zaskoczona, ale to ważne dla książki, zwłaszcza takich rozmiarów. To nie jest książka, którą po przeczytaniu odstawia się raz na zawsze, lecz ta, która będzie stała na półce, by do niej wracać i ją konsultować. Z dyrektorem wydawniczym Czarnej Owcy, Markiem Korczakiem, jesteśmy przekonani, że popularność tej książki będzie rosnąć z roku na rok, gdy coraz więcej czytelników ją przeczyta i będzie polecać. Jako autorka byłam również zaskoczona e-bokiem, a przede wszystkim łatwością, z jaką się go konsultuje. To naprawdę znakomity przewodnik, który w tej formie łatwo zabrać ze sobą nawet w podróż do Rzymu z bagażem podręcznym. Kiedy wpadłam na pomysł, aby napisać tę książkę, byłam przekonana, że będzie to znacznie skromniejsza pozycja. W trakcie pisania okazało się, że o Rzymie nie da się krócej... A to zaledwie połowa, jeśli nie jedna trzecia tego, co o Wiecznym Mieście można opowiedzieć.
– Jak pani zatem radzi zwiedzać Rzym? Co zobaczyć? Który zabytek pani najbardziej poleca?
– Wszystkie miejsca oraz zabytki, które opisuję w książce należą do moich ulubionych i są godne polecenia. Dlatego wybrałam je i opisałam. Każdy z nich ma niesamowitą historię, którą warto poznać. Wyznaczając na mapie miejsca wymienione w nazwach rozdziałów można stworzyć gotowe trasy rzymskich spacerów. Eliza wraz ze swoją rzymską ciotką zwiedza Wieczne Miasto w siedem dni i moim zdaniem jej wakacje to idealny rzymski chillout. Rzym warto zwiedzać na luzie, nie śpiesząc się.
„Rzym. Najpiękniejsze wakacje” to książka wakacyjna i na lato, gdyż wtedy można ją przeczytać na spokojnie, odbywając w wyobraźni spacer po Rzymie, i posiłkując się przy tym internetem, by obejrzeć zabytki i miejsca, które opisuję. W ten sposób można zaplanować swoje wymarzone rzymskie wakacje. Na wypady do Rzymu radzę jednak nie wybierać upalnego, rzymskiego lata, lecz najlepiej okres od połowy września do połowy grudnia i od połowy stycznia do maksymalnie połowy lipca. „Rzym. Najpiękniejsze wakacje” to również książka, z którą słoneczne rzymskie wakacje można przeżywać cały rok, zwłaszcza gdy za oknem pada deszcz, czy śnieg. Ze względu na swoje piękne wydanie to znakomita książka na prezent. A e-book na pewno warto mieć przy sobie zwiedzając Rzym.
– W swojej książce nie tylko oprowadza nas pani po Wiecznym Mieście, ale i zabiera w podróż przez blisko trzy tysiące lat historii, opowiadając o znanych postaciach historycznych i artystach. Możemy przeczytać wiele ciekawych anegdot na ich temat i dowiedzieć się dużo o ich życiu.
– Tak, przedmiotem mojej książki jest blisko trzy tysiącletnia historia Rzymu, a głównym bohaterem samo miasto. Nie mogłam więc pominąć ludzi, którzy tu żyli na przestrzeni wieków, budowali je i tworzyli jego niezwykły klimat. Opowiadam więc o Romulusie i Remusie, Cezarze, Oktawianie Auguście, Marku Agrypie, Marku Antoniuszu, Kleopatrze, Neronie, a także o Sykstusie IV, Juliuszu II, Sykstusie V, Urbanie VIII, Rafaelu, Michale Aniele, Berninim i Borrominim, Domenico Fontanie, Giacomo della Porcie, Caravaggiu i wielu innych. W tle przewija się wiele historii kobiet i wątek ich roli w patriarchalnym społeczeństwie na przestrzeni wieków. Nie jest to jednak książka mająca ambicje historyczne, wiele opinii na temat tych postaci to osobiste osądy.
– Darzy pani chyba dość dużą sympatią Nerona, choć mówi, że był to despotyczny satrapa, bratobójca, matkobójca, żonobójca, wielokrotny morderca, zwyrodnialec, zboczeniec, megaloman, niebezpieczny szaleniec, kłamca i tchórz...
– W ostatnich latach zmienia się ocena tej postaci historycznej. Ja wyrosłam na sienkiewiczowskim micie o tym, że to Neron podpalił Rzym. Współcześni historycy i badacze dochodzą natomiast do wniosku, że wybuch pożaru w 64 r., n.e. był najprawdopodobniej skutkiem przypadkowego zaprószenia ognia w Circus Maximus, skąd ten szybko rozprzestrzenił się na całe miasto. Neron wrócił z wakacji w Ancjum, by je ratować. Otworzył swoje ogrody dla ludu. Po pożarze odbudował miasto, wprowadzając pierwsze zasady przeciwpożarowe. Owszem, przy tej okazji zagarnął olbrzymie tereny, na których zbudował swój Złoty Dom. Czarną legendę Nerona stworzyli już starożytni historycy i utrwaliła się ona na przestrzeni wieków. Swoją cegiełkę dołożył do niej Henryk Sienkiewicz pisząc Quo vadis. Nie jestem historyczką, aby oceniać Nerona. Bez wątpienia był to tyran, zbrodniarz i populista. Czytając jednak wiele na jego temat, jego postać wdała mi się bardzo tragiczna. Współcześni psycholodzy wytłumaczyliby niektóre jego występki, wskazując na nieszczęśliwe dzieciństwo, brutalność ojca, konflikt z matką Agrypiną, która zdominowała nieletniego syna i chciała go sobie podporządkować. Myślę, że Neron był wielkim artystą. Dziś pewnie byłby znaną rock star. Zawdzięczamy mu dużo. Jego Złoty Dom był cudem sztuki. Gdyby renesansowi artyści nie odkryli go przypadkiem, wchodząc do jego ruin, jak do grot, by kopiować freski namalowane przez starożytnego malarza Fabulusa, a następnie odwzorowywać je jako „groteski” w renesansowych pałacach, nasza sztuka i kultura byłaby uboższe. Poza tym Neron organizował świetne imprezy w Złotym Domu. Chyba najlepsze domówki w historii świata...
– Pisze pani o tym, że starożytny Rzym cesarzy został pochłonięty i poddany recyklingowi, a na jego gruzach zbudowano nowy, barokowy Rzym papieży. Którzy papieże pani zdaniem zasłużyli się najbardziej dla Rzymu?
– Lista byłaby bardzo długa. Każdy z papieży starał się pozostawić w Rzymie swój ślad. Często prześcigali się w swoich wizjach urbanistyczno-architektonicznych i w mecenacie sztuki. Nie mogę wymienić tu wszystkich, o których napisałam w książce. Wspomnę tylko o tych najważniejszych, a raczej moich ulubionych. Sykstusowi IV zawdzięczamy budowę kaplicy Sykstyńskiej, mostu Sykstyńskiego, szpitala św. Ducha i to także on podarował miastu pierwsze zbiory sztuki (a wśród nich Wilczycę Kapitolińską), które dały początek kolekcji stanowiącej zalążek Muzeów Kapitolińskich. Giuliano della Rovere czyli Juliusz II, nepot Sykstusa IV, który swoje papieskie imię przyjął od Juliusza Cezara, Rzym cesarski zmienił w papieski. Jemu zawdzięczamy rozpoczęcie budowy nowej bazyliki św. Piotra, a także to, że dziś możemy zwiedzać Muzea Watykańskie, gdyż po wstąpieniu na tron papieski przeniósł do Watykanu swoją cenną kolekcję sztuki, która dała początek Muzeom Papieża. Sykstusowi V zawdzięczamy natomiast przemeblowanie Rzymu. To on kazał przesunąć egipskie obeliski i ozdobić nimi place, a także ustawić na kolumnie Trajana i Marka Aureliusza posągi św. św. Piotra i Pawła, patronów miasta. To za jego pontyfikatu trwającego zaledwie pięć lat, Giacomo della Porta i Domenico Fontana, zbudowali w dwadzieścia dwa miesiące kopułę bazyliki św. Piotra, zaprojektowaną przez Michała Anioła. Wspomnę jeszcze o Urbanie VIII i Aleksandrze VII, wielkich mecenatach Giovanniego Lorenza Berniniego. Za pontyfikatu pierwszego zainaugurowano nową bazylikę św. Piotra, w czasie pontyfikatu drugiego, zbudowano wspaniałą kolumnadę na placu św. Piotra.
– Opisuje pani historie nie tylko cesarzy i papieży, ale i wielkich artystów. Który z nich jest pani ulubionym?
– Od lat jako dziennikarka i korespondentka zagraniczna piszę o Watykanie, a także o Rzymie, więc był to dla mnie znany teren. Z przyjemnością jednak wykorzystałam po raz pierwszy moją wiedzę z zakresu historii sztuki, pisząc właśnie o wielkich artystach. Nie mam jednak mojego ulubionego artysty. Geniusz i talent Michała Anioła, Rafaela, Caravaggia, Berniniego, Borrominiego, della Porty, Fontany jest fascynujący. Ale także mniej znani artyści mnie fascynują. Wieczne Miasto to wielki teatr sztuki, na którego scenie konfrontują się różne style i najwięksi geniusze. Rzym to największe muzeum świata na otwartym powietrzu, po którym jeżdżą samochody. Gdyby nie ten rzymski chaos, harmider, bałagan i brud, a także coraz większe upały, byłoby to cudowne miasto...
– No właśnie, doniesienia o fali upałów we Włoszech są bardzo niepokojące. Czyli Rzym to nie jest miasto na letnie wakacje?
– Nigdy nim nie było. Od połowy lipca do drugiej połowy sierpnia Rzym zawsze pustoszał. W Ferragosto, czyli święto przypadające 15 sierpnia, czasami trudno było znaleźć otwarty bar czy sklep spożywczy. Ale tak było ponad ćwierć wieku temu, gdy ja zakochałam się w tym mieście. Wtedy pozostanie w pustym Rzymie w lato, dla obcokrajowca zainteresowanego sztuką i historią było prawdziwą frajdą. W okresie letnim temperatury w tym mieście były zawsze wysokie. Współcześni meteorolodzy przypuszczają, że gdy 18 lipca 64 r., w Rzymie wybuchł pożar, który przez sześć dni trawił miasto, temperatura osiągnęła w dzień 39 stopni C. Teraz jednak klimat wyraźnie się zmienia i zwiedzanie kamiennego miasta przy tych temperaturach i tropikalnej wilgotności powietrza zakrawa na autotorturę. Turyści w tym sezonie znaleźli nową atrakcję fotograficzną – a mianowicie termometry, które przy aptekach pokazują temperaturę zewnętrzną. Na zdjęciach w mediach społecznościowych pojawiały się zielone, podświetlane krzyże (rozpoznawczy znak aptek) z cyferkami 41 stopni C. Tak więc Rzym to miasto bardzo wakacyjne, ale nie na letnie wakacje. Tu dla turystów wakacje trwają cały rok, a najlepszym miesiącem na rodzinne zwiedzanie są szkolne wakacje zimowe i wielu Polaków coraz częściej wybiera ten okres. W tym roku w lutym świeciło słońce i było bardzo ciepło.