Piotr Barejka, „Wprost”: Kto może trafić na zamknięty oddział?
Dr Rafał Wójcik: Każdy z nas. Nie wiadomo, komu zdarzy się choroba, co pod jej wpływem zrobimy. Na oddziale nie są jacyś inni ludzie, tylko ludzie tacy jak my. Bywa, że trafiają do nas osoby świetnie wykształcone, mieliśmy prawników, adwokatów, lekarzy. Był pacjent, który na oddziale napisał pracę magisterską.
Co zrobili ci pacjenci?
Wszystko, co można zrobić złego drugiemu człowiekowi. Niektórzy kogoś zabili albo zgwałcili, znęcali się, ale są też podpalacze. Czasami wydawałoby się, że to błahe sprawy. Mieliśmy pacjenta, który był złomiarzem, dokonywał drobnych kradzieży. Nazbierały się ich dziesiątki, aż w pewnym momencie zaczął rozbierać tory kolejowe. Gdyby nie interwencja sądu, mogłoby dojść do tragedii.
I wszyscy są na jednym oddziale?
Zdaję sobie sprawę, że to brzmi strasznie, że człowiek, który kradł złom, był na oddziale z człowiekiem, który kogoś zabił. Ale tak jest. I moim zdaniem nie jest to błąd. Nie wyobrażam sobie tworzenia oddziałów tylko dla zabójców. To jest po prostu oddział szpitalny dla ludzi chorych. Tak trzeba do tego podchodzić.