„Kiedy słychać głosy o tym, że Ukrainę pustoszy głód, pozwólcie mi wzruszyć ramionami” – mówił Édouard Herriot, były premier Francji, gdy w 1933 r. (na zaproszenie Stalina) odwiedził Ukrainę, pustoszoną wtedy przez Hołodomor. Ta klęska głodu z lat 1932-1933 była jedną z największych, najbardziej dramatycznych w historii świata. Jednak francuski polityk, który przejechał Ukrainę wzdłuż i wszerz nie dostrzegł (czy raczej nie chciał dostrzec) jej śladów. Widział tylko „pięknie nawadniane i uprawiane ogrody warzywne w kołchozach” – jak sam mówił.
„Mówicie, że ten kraj doświadcza dramatu? Widziałem tam tylko dobrobyt” – podkreślał Herriot po tej wizycie.
Wspomnienie tych wydarzeń przypomina o dwóch regułach. Pierwsza – fascynacja elit zachodnich (nie tylko francuskich, ale też włoskich czy niemieckich) Rosją jest niezmienna od kilkuset lat. Herriot przeżywał te same stany uniesienia na myśl o Moskwie co Wolter przed nim i wielu po nim. Lista poważnych, wpływowych osób zachodniego establishmentu, które w Moskwie widziały źródła pozytywnej inspiracji, jest dłuższa niż cały ten tekst. Bo – i tu pojawia się reguła druga – Kreml od dawna dba o to, by mieć jak najlepsze publicity zagranicą. Od stuleci oliwią więc maszynę pozwalającą im budować pozytywny wizerunek w Europie zachodniej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.