Nagle słychać kilka dość głośnych uderzeń. Nawet nie bardzo zwróciłam na nie uwagę, kawałek dalej widziałam przecież ekipę robiącą jakieś prace remontowo-porządkowe na terenie ośrodka. Normalny hałas. Ale gwar dzieci, które szaleją za domkami cichnie. Siergiej Stolarenko lekko się kuli.
– Przepraszam. To odruchowa reakcja na takie dźwięki… Cieszcie się, że tego nie rozumiecie – mówi.
Liga Sprawiedliwości musiała zmieścić się do plecaka
Siergiej Stolarenko jest dyrektorem szkoły specjalnej i internatu w Hulajpolu niedaleko Zaporoża. Ma pod opieką ponad setkę dzieci z różnymi orzeczeniami medycznymi. To on musiał podjąć decyzję o ewakuacji. Ale nim zapakował wszystkich w dwa autobusy, zapytał: „Musimy uciekać, zgadzacie się?”. Wszystkie dzieci przytaknęły.
Kiedy wybuchła wojna, każde dziecko musiało spakować niewielki plecak, tak na wszelki wypadek. W nim tylko podstawowe rzeczy: spodnie, ciepła bluza, bielizna, szczoteczka do zębów. Ale niektórym dzieciom udało się przemycić dodatkowe rzeczy, z którymi nie chciały się rozstać.
– Ja wziąłem ręcznik! – mówi Danił.
Upewniam się, czy na pewno dobrze rozumiem rosyjskie słowo polotence (rozmawiamy po rosyjsku, w Hulajpolu większość rozumie ukraiński i rosyjski, a na co dzień mówi surżykiem – mieszaniną obu języków).
– Ręcznik? Pokażesz mi? – proszę chłopca.
Danił wyciąga wielki ręcznik z Batmanem i innymi superbohaterami Ligi Sprawiedliwości. – Dostałem w prezencie! – chwali się.
Sierioża zabrał niewielki przenośny głośnik bezprzewodowy. Walentina ulubiony kocyk. Adelina zabrała misia, ale jak mówi, po drodze jej „maleńki niedźwiadek się zgubił”. Sięga szybko za siebie. – Ale mam nowego! Tutaj dostałam – cieszy się.