Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: Podobno w krótkim czasie dorobił się pan fortuny i mimo tego, że nie zagra pan w „Kiepskich” i niepewne są losy „Tańca z gwiazdami”, to może pan spać spokojnie.
Andrzej Grabowski: Zwykle nie odpowiadam na doniesienie brukowców, ale zrobię wyjątek i powiem, że wiele razy czytałem też, że nie żyję. Wiadomości o fortunie zarobionej przeze mnie są równie prawdziwe.
Padły konkretne kwoty. Miał pan zarobić w krótkim czasie 1,5 miliona złotych.
Wyliczono nawet, że za główną rolę inkasowałem 150 tysięcy złotych. Tyle, że te „główne role” to w rzeczywistości był jeden, czasem dwa dni zdjęciowe. Sama pani widzi, że te rewelacje nie mogły mieć związku z rzeczywistością. Owszem, w zeszłym roku dużo pracowałem, bo rynek po pandemii znów się otworzył, ale wtedy wielu artystów tak miało, nastąpiła kumulacja filmów, czy seriali, które zostały wstrzymane przez COVID.
Ale za dwa dni zdjęciowe nikt nie bierze w Polsce 150 tysięcy złotych. Poza tym jedyną główną rolę zagrałem u Vegi, w „Pitbullu”.
Czy pańskim zdaniem powinniśmy bojkotować rosyjską kulturę, rosyjskich artystów?
Zależy jaką kulturę i jakich artystów. Jeżeli miałby przyjechać Walerij Giergijew i dyrygować orkiestrą…
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.