Tegoroczne Oscary wygrywa „Belfast”. Najnowszy film Kennetha Branagha pokazujący z perspektywy dziecka konflikt w Irlandii Północnej otrzymał siedem nominacji do nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. W chwili pisania tych słów nie wiadomo jeszcze było, ile z nich zamieni się na statuetki – ale w sumie to bez znaczenia. W kontekście tego, co się dzieje na Ukrainie, ten obraz na pewno wywoła najwięcej poruszenia. Choćby przez analogię. Brutalność wojny jest uniwersalna. Doświadczali jej Irlandczycy przez 30 lat – aż do 1998 r., kiedy podpisano porozumienia wielkopiątkowe. Doświadczają jej teraz Ukraińcy. Nam pozostaje robić wszystko, co możliwe, żeby trwało to dużo krócej niż w Belfaście.
W każdym razie wygląda na to, że tegoroczne Oscary dołączą do długiej listy ceremonii o silnym wydźwięku politycznym. Wprawdzie to festiwal w Berlinie ma opinię najbardziej upolitycznionego, ale powiedzmy sobie szczerze: cały świat w pierwszej kolejności przygląda się temu, kto odbiera nagrody w Los Angeles, a nie w stolicy Niemiec.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.