Piotr Barejka, „Wprost”: Masz 23 lata, za sobą areszt, przeszukania, ucieczkę z dwóch krajów. Kiedy zaczęły się problemy?
Igor: Pierwszy raz służby przyszły do mojego domu przed jednym z wieców. Chodziło o to, żeby nas powstrzymać. To w Rosji zwyczajna sytuacja dla aktywistów, ale zawsze jest strach, że nie skończy się na przeszukaniu, areszcie na kilkanaście dni, tylko na prawdziwym więzieniu. Po kilku przeszukaniach, gdy policja waliła w drzwi o szóstej nad ranem, zrozumieliśmy, że mamy do wyboru ucieczkę albo więzienie. Rosyjskie władze dobrze wiedzą, co robiłem. Wiedzą też, co robiła moja dziewczyna.
Co robiłeś?
Zaczęło się w 2018 roku, gdy zaangażowałem się w kampanię Nawalnego. To był czas, gdy wszyscy w Rosji mieli poczucie, że nic już się nie da zrobić, działanie nie ma sensu. Wiedzieliśmy, że po aneksji Krymu, utworzeniu w Donbasie i Ługańsku samozwańczych republik, będzie tylko gorzej. Nawalny głośno powiedział, żebyśmy spróbowali jeszcze raz. Organizowaliśmy wiece polityczne i protesty przeciwko Putinowi, moja dziewczyna też się zaangażowała. Przegraliśmy, fakt, ale próbowaliśmy coś zrobić.
Nie żałujesz?
Po prostu czułem, że to był właściwy wybór. Do dzisiaj tak uważam, mimo że kiedy angażujesz się w Rosji, to stawiasz na szali całe swoje życie. Łatwo angażować się politykę, gdy mieszkasz w wolnym kraju. Wtedy bierzesz flagę, idziesz na protest i wracasz do domu. Ale w Rosji możesz przegrać wszystko. My nie mamy dzisiaj miejsca, do którego moglibyśmy wrócić.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.