Krystyna Romanowska: W zeszły weekend napisała pani na Facebooku, że potrzebne są pigułki „dzień po” dla ofiar gwałtu na Ukrainie i trzy dni później wysyłała już pani 500 sztuk do Polski. Zdziwiła panią taka błyskawiczna reakcja społeczeństwa norweskiego?
Aleksandra Weder Sawicka: Szczerze powiedziawszy: tak. Przez kilka dni przychodzili do mnie ludzie z opakowaniami, rozmawialiśmy, dlaczego to robią. Słyszałam głosy mężczyzn: „Cholera jasna, nie mogę pogodzić się z tym, żeby w XXI wieku jedną z części pomocy dla uchodźców była pigułka po gwałcie!”. Jeden z młodych chłopaków napisał mi: „Słuchaj, jestem farmaceutą, zaraz kończę zmianę, zobaczę ile mamy na stanie i wszystko przyniosę”.
Przyszła też dziewczyna z dwumiesięcznym niemowlakiem: „Poszłam do apteki, zapytałam ile mogę wziąć. Wzięłam wszystko, czyli osiem”. Za osiem zapłacić trzeba jakieś 1,5 tysiąca złotych, czyli to spory wydatek.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.