Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: Jakie są twoje wielkanocne wspomnienia z dzieciństwa na Podhalu, z czym kojarzą ci się te święta?
Sebastian Karpiel-Bułecka: Podhalańska wiosna jest specyficzna, bo zwykle to jednak wciąż zima. Pamiętam święta, gdzie śniegu było po kolana, człowiek nie rozróżniał, czy to Wielkanoc czy Boże Narodzenie. Jako dziecko zawsze czekałem na śmigus-dyngus, bo można było się bezkarnie polewać wodą. Z wielkim sentymentem wspominam też, jak z babcią robiliśmy pisanki, jak szliśmy święcić pokarmy. Lubiłem to, że u nas w Kościelisku czuwało się pod grobem Pana Jezusa. To była taka góralska straż – byliśmy ubrani po góralsku, mieliśmy kapelusze, ciupagi, maszerowaliśmy przez kościół.
Szliśmy jak wojsko, specjalnym układem, nikt nie mógł się pomylić, wszystko mieliśmy wyliczone, w odpowiednim momencie trzeba było zrobić zwrot, stanąć przy grobie; pół godziny, a potem zmiana. Naprawdę piękna tradycja, żywa do dziś, przejęły ją następne pokolenia.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.