Agnieszka Szczepańska, „Wprost”: W punktach darów dla uchodźców kończą się produkty, a wiele fundacji mówi, że pomoc powoli się kończy. Darczyńcy już nie są tak hojni, jak na początku wojny. Pani, jako działaczka stowarzyszenia, które również angażuje się w pomoc Ukraińcom, ma podobne spostrzeżenia?
Nelli Rokita: Zaczęliśmy przyzwyczajać się do wojny, minęło już „pospolite ruszenie”, ale ci, co chcą, wciąż pomagają. Przychodzą do nas osoby z konkretnymi prośbami, np. chcą kredek, farb czy bloku do malowania dla dzieci. I to otrzymują. Wcześniej był chaos, ludzie dawali wszystko, co mieli. Było mnóstwo papieru toaletowego czy pampersów, a brakowało innych potrzebnych rzeczy. Myślę, że ta pomoc nie słabnie, ale nabiera kształtu.
Wiele osób, które zaprosiło do siebie Ukraińców mówi, że ciężko się doczekać rządowej pomocy i do dziś nie zobaczyli na oczy obiecanych 40 zł dziennie za przyjęcie pod swój dach uchodźców.
Mam inne zdanie. Jeśli ktoś pomaga, nie oczekuje, że ktoś mu za to dobrze zapłaci i wszyscy dookoła będą wdzięczni. Pomaga się, by mieć radość z pomagania. Pomagamy też dlatego, że sami się boimy wojny, nie chcemy, by i nas to trafiło. Wyczuwamy powagę chwili.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.