O projekcie Victorii Lisieckiej napisał magazyn „K Mag” w artykule „50 twarzy dwubiegunowości”. To tam młoda artystka po raz pierwszy opowiedziała, jak to się stało, że o stereotypowo traktowanej przez większość „dwubiegunówce” postanowiła poświęcić swój album i co za tym idzie – mówić o niej wprost.
– Ludzie z dwubiegunowością starają się unikać słowa „choroba”, bo ma negatywny wydźwięk, od razu kojarzy się z czymś złym. Sama mówię o „dwubiegunowości”. Także w ten sposób oswajam temat – podkreśla.
Dr hab. Sławomir Murawiec, psychiatra i psychoterapeuta, rzecznik Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego przyznaje, że o ile od ponad dekady obserwujemy kolejne fale zainteresowania różnymi zaburzeniami, a obecnie w centrum zainteresowania społecznego jest depresja, o tyle brakuje szerokiej kampanii społecznej o chorobie afektywnej dwubiegunowej czy o całym spektrum zaburzeń afektywnych dwubiegunowych. Dlatego w opinii specjalisty ważny jest każdy głos, który może przedstawiać te zagadnienia w przestrzeni publicznej.
– Nie wszyscy muszą być psychiatrami i zdawać sobie sprawę z różnych niuansów choroby i leczenia, ale niezwykle ważna jest pewna podstawowa wiedza. To ona może zmienić kontekst rozumienia chorego przez jego bliskich i otoczenie. Gdy osoby stykające się z kimś z zaburzeniem dwubiegunowym wiedzą czym charakteryzuje się ten problem zdrowotny, nie posądzimy chorego o lenistwo w okresie depresji, ani o złe i szkodliwe działania w okresie manii czy hipomanii. Dlatego tak ważne i potrzebne społecznie jest przybliżanie tematu, kształtowanie postaw, by osoby z zaburzeniem dwubiegunowym nie były oceniane i obwiniane, natomiast mogły być właściwie rozumiane – mówi „Wprost’ specjalista.
Właśnie dlatego Victoria Lisiecka opowiedziała nam o drodze, którą przeszła zanim jej czarno-białe zdjęcia wydrukowane w bardzo osobistej fotoksiążce ujrzały światło dzienne.
Diagnoza
– Czułam, że coś jest ze mną nie tak, miałam wrażenie, że w jakimś sensie „odstaję” od towarzystwa. Chciałam z kimś o tym porozmawiać. Tak trafiłam do lekarza psychiatry, który wysłuchał mnie i powiedział, że to może być dwubiegunowość. Kolejne testy potwierdziły jego diagnozę. Czy byłam przerażona? Gdy to usłyszałam, w pewien sposób mi ulżyło. W końcu dowiedziałam się, o co chodzi. Nie towarzyszył mi wtedy stres, raczej pomyślałam, że nie będę musiała się do końca życia zastanawiać, dlaczego tak, a nie inaczej reaguję na pewne rzeczy. Dlaczego „taka” jestem – Victoria rozpoczyna swoją historię.
Przyznaje, że zastanawiała się, czy powinna powiedzieć znajomym, przyjaciołom o tym, co usłyszała od lekarza, ale też wiedziała – jak zaznacza – że nie chce przed najbliższymi niczego ukrywać. – W końcu, gdy powiedziałam im o dwubiegunowości, usłyszałam: „W sumie nie jestem zdziwiony/zdziwiona”. Gdy dopytywałam, „dlaczego”, mówili o pewnych moich zachowaniach, pewnej zmienności, która mnie charakteryzuje, o tym, jak w pozytywny sposób „odstaję” od reszty… Czy tłumaczyłam im złożoność tej przypadłości? Rozmawialiśmy o tym. Mówiłam, że to jest sinusoida. Bywają „górki” i „dołki”, a im wyżej wejdziesz, tym szybciej i niżej spadniesz. Wszystko może trwać pięć minut, ale może trwać też wiele miesięcy – ciągnie opowieść.
Sama pamięta doskonale sytuację, gdy w czasie jednej kolacji była animatorką dla swoich towarzyszy, nakręcała ich, zabawiała rozmową, a potem nagle wycofywała się, milkła, totalnie „zmieniała”, by po 10 minutach znów być duszą towarzystwa.
– Gdy mam „górkę” przypływ energii może trwać kilka tygodni. Zdarzało się, że nie spałam, miałam tyle siły, że nie potrzebowałam snu. Wykonywałam zadanie za zadaniem, mówiłam szybko, chodziłam szybko, wszystko działo się w zawrotnym tempie. Nawet, gdy się z kimś spotykałam, jadłam obiad, moja noga cała „chodziła”, już byłam zdenerwowana, bo nie realizowałam kolejnych zadań. Czasami, jakby dwie osoby były w jednym ciele. Jakby moja głowa była osobno, załatwiała inne sprawy. A potem przychodzi taki dzień, że wstaję i płaczę.
Jak podkreśla, czasem tę zmianę może wywołać to, co ktoś powie, co jej się wtedy przypomni, o czym pomyśli. W ten sposób z radosnej i rozgadanej zamienia się w totalnie smutną.
Czytaj też:
Marcin Bosak pierwszy raz o depresji: Były takie chwile, gdy myślałem, że łatwiej byłoby mi nie być
Sztuka
Pytana, jak to się stało, że zajęła się sztuką, odpowiada, że od dziecka w nią uciekała. – Babcia mnie tego w pewien sposób nauczyła, bo gdy nudziłam się zabawkami, ona mówiła: „Będziemy malować”. A potem tym malowaniem czy rysowaniem radziłam sobie np. z dojmującym smutkiem, który był w stanie mnie opanować po tym, jak losy bohaterki ukochanej bajki nie potoczyły się tak, jak oczekiwałam. Gdy wychodziłam na spacer i poczułam niesamowite emocje patrząc na kwiaty, musiałam je malować. Rysowanie i malowanie zawsze było formą albo ucieczki, albo ekspresji moich uczuć i emocji. Oczywiście im stawałam się starsza, tym więcej dostrzegałam negatywnych rzeczy, problemów i gdy było mi źle, brałam aparat i robiłam zdjęcia albo płótno i farby, i malowałam. Zamykałam się w pokoju, byłam sama ze sobą i swoimi emocjami. Zresztą do dzisiaj mam zeszyt w torebce, gdy dowiem się o czymś złym, ktoś powie mi coś negatywnego, biorę zeszyt i rysuję. Jak mam problem, otwieram mój zeszyt. Ktoś może iść od razu do przyjaciela, wygadać mu się, a ja mam swój zeszyt, to mój przyjaciel – opowiada.
Artystka dodaje, że nawet, gdy miała bardzo ciężkie momenty, najbliżsi chcieli jej pomóc, być przy niej, to i tak jedynym jej sposobem na poradzenie sobie z negatywnymi emocjami było malowanie.
Czasem doświadczam też hiperwentylacji, to stan, kiedy zaczynasz bardzo szybko i głęboko oddychać. By nad tym zapanować, także potrzebuję kartki i długopisu. Dzięki nim znów zamykam się w swoim świecie i przeprowadzam rozmowę sama ze sobą. Dopiero gdy skończę, mogę „wyjść” do innych – wyznaje.
Mówi, że opowiada o tym, bo dziś już wie, że im bardziej odkrywasz siebie, jako osoba dwubiegunowa, tym lepiej sobie radzisz z tymi skrajnymi stanami. – Uczysz się nad nimi w pewien sposób panować – podkreśla.
Czytaj też:
Ostatnia misja Bruce'a Willisa. „To jak rozmowa z osobą mówiącą w innym języku”
„Revolving in the Other Direction"
W rozmowie z „Wprost” Victoria Lisiecka przyznaje, że zaczęła robić zdjęcia – te które znalazły się w albumie pt. „Revolving on the Other Direction” – bo „chciała się dowiedzieć więcej o sobie”. Ale z drugiej strony, jak mówi, bała się.
– Wiem, że temat zaburzeń afektywnych dwubiegunowych wciąż jest tabu w społeczeństwie, że ludzi takich jak ja wkłada się do grupy „inni”, szufladkuje jako tych, którzy na pewno funkcjonują tylko dzięki lekom, bo gdyby nie one, byłoby z nimi źle. Poza tym, gdy powstawały zdjęcia, nie wiedziałam, czy album robię dla siebie, dla rodziny, czy może nikomu go nie pokażę. Chciałam zrobić projekt, który sam w jakimś sensie mnie oczyści. I dopiero później poczułam potrzebę podzielenia się nim. Pomyślałam, że skoro o dwubiegunowości dużo się nie mówi, może pora to zmienić? Namieszać? Uzmysłowiłam sobie, że jeśli ja mam być przez to stygmatyzowana, jako pierwsza osoba, która się tym dzieli, biorę to na klatę i idę dalej. Chciałabym, by młodsze pokolenie, albo inne osoby, które głośno o chorobie nie mówią, dostały wsparcie, zobaczyły, że ja podzieliłam się historią i dziś namawiam, by i one zaczęły się tym dzielić. By dwubiegunowość nie była „dziwna”, „inna”, bo to problem, z którym przecież tak wielu z nas ma do czynienia – zaznacza.
Zresztą, jak zauważa w rozmowie, najczęściej o dwubiegunowości mówią otwarcie ludzie dojrzali, dorośli, którzy już coś osiągnęli, młodzi ludzie żyją w cieniu i nie chcą z niego wychodzić. – Dlatego uznałam, że mogę być pierwsza. Nawet, gdy ktoś negatywnie komentował moje działania, myślałam sobie, że jeśli ja się schowam, inni, którzy być może obserwują mnie, przestaną głośno mówić o swoich problemach. A przecież zależy mi na tym, by pokazywać, że mogę dumnie iść dalej i otwarcie rozmawiać o dwubiegunowości – mówi.
Sztuka terapeutyczna
„Revolving in the Other Direction” jest dla niej formą autoterapii. – Nie przyjmuję leków, tylko raz w miesiącu chodzę do psychiatry, bo mam taką potrzebę, chcę rozmawiać z kimś, kto patrzy na rzeczy z zewnątrz. Zaakceptowałam dwubiegunowość, na co dzień nie mam poczucia, że walczę z jakąś chorobą – wyznaje.
Dodaje, że zdaje sobie sprawę z tego, jak album może być odbierany, że może budzić kontrowersje…- Ale ja właśnie się tak czułam. Tak, jak bohaterka moich zdjęć. Moja przyjaciółka, która jest modelką, była ustawiana przeze mnie w pozach, które ja sama doskonale znam. Ta książka nie jest o tym, jak wygląda każda dwubiegunówka. Jest o tym, jak ja się czułam w stanie manii i w stanie depresji. Czy siedziałam pod stołem tak jak bohaterka jednej z fotografii? Tak siedziałam i płakałam. Czy leżałam na schodach? Tak, wiele razy zdarzało mi się to robić. Ktoś pyta, co do dwubiegunówki ma moje leżenie na schodach? To, że zdarzało mi się tak leżeć – opowiada.
Na zdjęciach są też przedmioty. Jest gumka do włosów, bo Victoria bardzo długo nosiła gumkę recepturkę na nadgarstku. – Gdy zaczynało się coś złego ze mną dziać, byłam niespokojna, strzelałam gumką w nadgarstek, by poczuć, że się „uziemiam”. Czułam, że odlatuję, strzelałam gumką, poczułam, zabolało, to oznaczało, że żyję, że jestem tutaj – mówi.
Jest ładowarka do telefonu. Dlaczego? – Bo miałam momenty, że znikałam. Cięłam ładowarkę na pół, by nie móc nikomu odpisać, żeby odseparować się od świata. To trwało np. dobę. Potem prosiłam mamę, by pożyczyła mi swoją ładowarkę…Ten projekt pozwolił mi zastanowić się nad tym, dlaczego w tych konkretnych sytuacjach tak się czułam, dlaczego ta gumka, ładowarka czy nożyczki stały się pewnymi symbolami – zaznacza.
Pytana, czy jako artystka lubi „tłumaczyć” swoje prace, odpowiada: – Gdy maluję obrazy, nie tłumaczę co na nich jest, zostawiam pole do interpretacji. Z tym albumem jest inaczej, tłumaczę, bo mam pewną misję. Jeśli ktoś nie rozumie mojego przekazu, ja chętnie to wytłumaczę. Skoro dwubiegunowość jest tabu, zacznijmy od podstaw. Jeśli większość osób z mojego pokolenia nawet nie wie, co to jest, albo unika rozmowy na temat zaburzeń afektywnych dwubiegunowych, chętnie z każdą taką osobą usiądę i zdjęcie po zdjęciu opowiem, wytłumaczę – proponuje.
Przekaz dla innych
Victoria podkreśla, że nie będzie udzielać innym doświadczonym dwubiegunowością złotych rad, bo sama każdego dnia dowiaduje się czegoś nowego o swoich zaburzeniach. – Ale wiem jedno: warto zadawać sobie pytania: Jak ja się dzisiaj czuję? Nie bać się być ze sobą i nie bać się swoich emocji. Nie bać się gorszych dni, bo każdy je ma. To jest ok, że chcesz zamknąć się w pokoju i spędzić dzień w łóżku, nie obwiniaj się o gorszy moment, pozwól sobie odczuwać szczęście, ale i smutek, cierpienie – podkreśla.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.