Babcie w strojach jednorożców, w cekinach i w mini. „Gdy pierwszy raz zobaczyliśmy Calendar Girls, zamurowało nas”

Babcie w strojach jednorożców, w cekinach i w mini. „Gdy pierwszy raz zobaczyliśmy Calendar Girls, zamurowało nas”

„Calendar Girls”
„Calendar Girls” Źródło: Facebook
Czy można pokazać spełnione kobiety 70 „plus” inaczej niż w formie przesłodzonego „american dream”? Tak, pod warunkiem, że wezmą się za to Szwedzi około czterdziestki. Z Marią Loohufvud and Love Martinsenem, twórcami filmu dokumentalnego „Calendar Girls”, rozmawia Krystyna Romanowska.

Krystyna Romanowska: „Calendar Girls” to nazwa zespołu tancerek z Florydy, które występują na dobroczynnych przyjęciach. Karierę zaczęły w 2006 roku. Kiedy wy zobaczyliście je po raz pierwszy?

Maria Loohufvud: Cztery lata temu trafiliśmy przypadkowo na ich występ na Florydzie. Nasze najmłodsze dziecko miało trzy miesiące i zdecydowaliśmy się zostać na zimę u mojego ojca, który część roku spędza na Florydzie. Poszliśmy na imprezę, bo nasz starszy syn kocha samochody, a na tej imprezie można było wsiąść do samochodu policyjnego. I nagle usłyszeliśmy oklaski i zobaczyłyśmy kobiety, które weszły na scenę. Nie spodziewaliśmy się tego, co zobaczyliśmy.

Prawdę powiedziawszy zamurowało nas.

Nie wiedzieliśmy, co myśleć o tym występie. Potem w nocy rozmawialiśmy o tym: dlaczego właściwie widok zadowolonych z siebie, szczęśliwych starszych pań tak nas zaskoczył? I dlaczego tak ciężko było rozmawiać o naszych uczuciach, bo się ich wstydziliśmy.

Zaskoczenie? Powiedzmy sobie szczerze: zobaczyliście mocno starsze kobiety udające nastolatki.

Love Martinsen: Jasne, że nie wiadomo, co myśleć o występie starszych pań w wieku naszych matek przebranych za jednorożce, pokrytych cekinami, w świecących ubraniach i włochatych getrach na nogach. Ogarnęły nas więc jakieś uczucia, które do tej pory trudno nazwać. To, jak wyglądały, wydawało nam się dowodem na ich zdesperowanie.

Źródło: Wprost

Ponadto w magazynie