Masza siedzi pomiędzy resztkami ceglanych ścian. Starannie wymiata ziemię, pod którą widać spalone deski. Nad nimi w ścianie tkwi umywalka, obok resztki zdobionych kafelków. W dole stoi pojemnik, do którego trafiają odkopane widelce, grzebienie i spinki do mankietów. Znalazł się dziewczęcy pantofelek, a obok dawnego okna papierki po cukierkach. Wszystko przetrwało wojnę, getto i pożar, który strawił kamienicę. I jeszcze wybuch bomby.
– Wiem, że moi krewni gdzieś tutaj zginęli. Co najmniej cztery osoby – mówi Masza. – Przed wojną część rodziny mieszkała w Warszawie, część niedaleko Lublina, w Piaskach. Mój rodzinny dom stoi tam do dzisiaj.
Masza jest Rosjanką, urodziła się w Moskwie. Pracowała jako dziennikarka jednej z niezależnych stacji, ale trzy lata temu, gdy kolejni jej znajomi trafiali do więzień, podjęła decyzję o ucieczce. I tak trafiła do Polski, z której dziesięć lat przed II wojną światową uciekała jej babcia.
– Robię to dla swoich przodków. Gdy wiesz, że niemal wszyscy zginęli, czujesz ogromną pustkę – oznajmia. – Mam urlop, miałam gdzieś jechać, ale to są moje najlepsze wakacje w życiu.
– Ja też mam żydowskie korzenie – mówi Magda, która pracuje obok Maszy. – Wiem, że babcia była żydówką, ale umarła, gdy moja mama była jeszcze dzieckiem. Niewiele wiadomo o rodzinie z jej strony, nie wiem, co stało się z nimi po wojnie. Nie mogę tego zmienić, ale tutaj mogę pomóc wydobyć trochę historii.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.