Wiktor Krajewski: Stałaś się ambasadorką ciałopozytywności, walczysz z body shamingiem.
Justyna Mazur-Kudelska: Nie czuję się ambasadorką. Zaczęłam może trochę bardziej mówić otwarcie o otyłości jako o chorobie oraz jej metodach leczenia. Ta choroba jest bardzo mocno związana body shamingiem. Trudno mi sobie przypomnieć na szybko chorobę, która wiązałaby się z takim body shamingiem jak otyłość. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to zakażenie wirusem HIV. Często obwinia się zakażonych, że mają, co chcieli. Osoby z problemem alkoholowym są podobnie traktowane w niektórych kwestiach jak chore na otyłość.
Czyli jak?
Jako osoba, która jest zaniedbana, czasami głupia, bo przypisuje się jej brak edukacji, lenistwo, niechlujność. Bardzo negatywne cechy są związane z grupą osób z wysokim BMI. Mnie to osobiście dotyka.
Znam kilka takich osób, które z zupełnie szczupłych, aktywnych, zdrowych, nagle – dosłownie w ciągu kilku miesięcy – stały się osobami z wysoką wagą. Pojawiły się u nich zaburzenia metaboliczne, a potem otyłość.
W Polsce nie można zrobić specjalizacji z obesitologii. Niedorzeczne, nie sądzisz?
Znam kilku obesitologów. Zostałam zaproszona do kampanii i nagle się dowiedziałam, że ktoś taki jak obesitolog w ogóle istnieje. Że jest taka dziedzina nauki, która powoli raczkuje, bo żyjemy w kulturze diet. Jesteśmy otoczeni tym, że za dobrą sylwetkę odpowiadają dwie rzeczy: ścisła dieta i hardkorowy trening fizyczny. To dla mnie dramat.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.