Pamiętam, jak w dniu, w którym dotarła do Polski wiadomość o śmierci Głowackiego, zadzwonił Wiesław Myśliwski by zapytać, czy wiem coś więcej niż podał oficjalny komunikat. Nie wiedziałem. Wtedy Myśliwski powiedział: „Rzadko go widywałem, ale bardzo lubiłem z nim rozmawiać. Ludzie mieli go za błazna, a to był mądry facet, zawsze powiedział kilka głębokich i ważnych zdań, o których się długo myślało”.
Myśliwski miał rację, ale jeśli Głowackiego można nazwać błaznem, to tylko w takim sensie, jak to określił Leszek Kołakowski w słynnym eseju „Kapłan i błazen”. Figura błazna opowiedziana przez filozofa to człowiek, który kieruje się „nieufnością do wszelkiego świata ustabilizowanego”, kto delikatnie kłuje rzeczywistość „igłą szyderstwa”. A jak wiadomo, takich szyderców ludzie nie lubią, więc ci jeśli chcą to robić, muszą przybrać maskę.
Nie wiem, czy Głowacki świadomie założył maskę cynika, ale jako człowiek wrażliwy pod nią tylko mógł ukrywać „negatywną czujność wobec absolutu jakiegokolwiek” (jak to określił Kołakowski). Wiadomo natomiast, że świadomie powtarzał niekiedy, także w wywiadzie jakiego udzielił kilka miesięcy przed śmiercią (więc pewnie ostatnim), że „Szczerze to ja nic nie mówię”. Konsekwentnie dbał o to, by prawda o nim była co nieco zawoalowana.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.