„Każda z opowiedzianych tu historii jest prawdziwa, choć imiona bohaterek i inne cechy szczególne celowo zostały zmienione, bo książka nie powstała, aby wzbudzić skandal i sensację, ale jako świadectwo i głos sprzeciwu wobec przemocy, bezkarności, zakłamaniu, a także z chęci niesienia pomocy. Nasze bohaterki bogate, znane z kolorowych gazet i telewizji łączy jedno: miłość do dzieci, rodziny i trudna relacja z mężem: prezesem, dyrektorem, szefem... Przystojni, silni, zaradni i władczy. Kobiety te to z pozoru szczęściary opływające w dostatki. Rzeczywistość mocno jednak odbiega od polukrowanego obrazka. Książką tą krzyczymy: STOP przemocy”.
Oto fragment książki „Sypiając z prezesem. Historie kobiet w przemocowych związkach” autorstwa Joanny Racewicz i Kiary Ulli.
Opowieść Barbary
Lubił dominację, ale nie był fanem udawanej przemocy. Wtedy tego nie widziałam, dziś wiem, że szczególnie podniecałam go sponiewierana. Bezsilna.
To było małe, prowincjonalne miasteczko. Grajdoł jakich wiele. Wszyscy się znają, każdy wie wszystko o każdym. „Załatwić” to dyżurne słowo. Jeśli znasz małomiasteczkową wierchuszkę, nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych. Na czwartkowe wieczory pokerowe – rytuał moich rodziców – przychodził dyrektor szpitala, ordynator chirurgii, proboszcz i największy biznesmen w okolicy, właściciel kurzej fermy.
Miałam piętnaście lat, podobałam się chłopakom, ale wtedy jeszcze bez reszty zakochana byłam w ojcu. Nie, to już nie ten czas, gdy dziewczynka święcie wierzy, że weźmie z tatą ślub, z tego już dawno wyrosłam.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.