Szymon Krawiec, Magdalena Frindt, „Wprost”: Rosjanie i Białorusini powinni wciąż pojawiać się na kortach?
Iga Świątek: Jako Polka od początku wojny w Ukrainie emocjonalnie podchodziłam do tej sprawy. Dla mnie ważne jest, że my – sportowcy, osoby publiczne – mamy wpływ na społeczeństwo. Nasze poglądy kształtują innych, a to może wywoływać zmiany. Wojna nie jest dla mnie kwestią polityki, tylko cierpienia ludzi i dlatego zdecydowałam się zabrać głos.
A sport, czy nam się to podoba, czy nie, często jest właśnie do polityki wykorzystywany.
Na przykład Alaksandr Łukaszenka gratulujący Arynie Sabalence zwycięstwa w Australian Open.
Mam wrażenie, że te wszystkie elementy plus to, że mimo wszystko rosyjscy i białoruscy sportowcy nie są w pewnym sensie odpowiedzialni za działania polityków z ich krajów, sprawia, że jest pewien dysonans. I pewna moralna zagadka. Nie wszystkie federacje sportowe były w stanie podjąć jednoznaczną decyzję.
W tenisie powstało duże zamieszanie na początku wojny w Ukrainie. Nie zostały podjęte decyzje, które mogłyby załagodzić nastroje w szatni. Wszyscy trochę błądzili po omacku, co sprawiło, że teraz zdarzają się zachowania, które nie powinny mieć miejsca. Ostatnio zawodniczka z Rosji wyszła na kort w koszulce rosyjskiej drużyny piłkarskiej.
Anastasija Potapowa, która założyła koszulkę Spartaka Moskwa.
Myślę, że z odpowiednim przywództwem w organizacjach zarządzających tenisem na początku konfliktu takie rzeczy by się nie wydarzyły i nastroje nie byłyby coraz bardziej napięte. Uważam, że my, jako pojedynczy sportowcy, nie powinniśmy być obarczani podejmowaniem takich decyzji, bo potrzeba tu szerszego spojrzenia niż takie indywidualne.
Mimo że wojna trwa od roku i sytuacja w Ukrainie się nie poprawiła, to teraz zmienia się ustalenia, które, mam wrażenie, po prostu nie powinny być zmieniane. Od początku tego konfliktu ludzie giną i to wciąż się dzieje. Gdy Elina Svitolina grała swój mecz w Charleston, w tym samym czasie jej rodzinne miasto znajdowało się pod ostrzałem dronów. Myślę, że dobrze by było, gdyby federacje sportowe podejmowały decyzje, które mogą pomóc powstrzymać agresję Rosji. I chciałabym po prostu, żeby ludzie, którzy mają wpływ na konkretne wydarzenia, pamiętali o tym, że na szali jest ludzkie życie. A myślę, że w dzisiejszym świecie, który jest bardzo skomplikowany, czasami o tym zapominają.
Dlaczego wielu rosyjskich tenisistów milczy w sprawie Ukrainy? Przecież ten kraj dorobił się gwiazd, które mogłyby dzisiaj zabrać głos. Zdarzają się wyjątki, np. Wiera Zwonariowa, która występowała z napisem „No war” na czapce i Daria Kasatkina, która powiedziała, że jej marzeniem jest, aby wojna się zakończyła.
Jest kilku rosyjskich tenisistów, którzy opowiedzieli się przeciwko wojnie. Poza wymienionymi jasne stanowisko zajął na przykład Andriej Rublow. Są też osoby, które się nie wypowiedziały i spotkało je za to dużo hejtu, ale zdaję sobie sprawę, że ich sytuacja może być bardzo skomplikowana, bo np. mają rodziny w Rosji. Nie jestem w takim położeniu, więc nie wiem, jakie są przyczyny ich milczenia. Staram się nie oceniać.
Ale mam wrażenie, że im więcej osób wypowie się przeciwko wojnie, tym możemy być głośniejsi. I możemy mieć większy wpływ. Ostatnio głos zabrała też Petra Kvitová, która dopiero co wygrała Miami Open.
W jednym z wywiadów powiedziałaś, że najlepszy czas dla organizatorów na zrobienie „czegokolwiek” był wtedy, gdy konflikt się rozpoczął. Stwierdziłaś też, że „wszystko na dobre się popsuło”. Co konkretnie masz na myśli?
Przede wszystkim napięcia w szatni. Zawodniczki nie do końca wiedziały, jak manewrować tym całym konfliktem. Działo się tak też przez to, że nie było wspomnianego przywództwa, które sprawiłoby, że obie strony czułyby się wysłuchane, a niektóre zawodniczki zrozumiałyby, że nie mogą np. reprezentować swojego kraju albo pokazywać, że wspierają rosyjskie drużyny, tak jak się ostatnio wydarzyło.
Od rozpoczęcia wojny minął ponad rok, a w tenisie nie do końca działamy w taki sposób, aby łagodzić napięcia. One są raczej podsycane tym, że nie ma osób, które sprawnie zarządzałyby sytuacją. Gdyby były, to trochę łatwiej funkcjonowałoby się w środowisku, gdzie spotykają się ludzie z różnych państw, o odmiennych poglądach i przede wszystkim spotykają się Rosjanki z Ukrainkami.
Ukrainka Marta Kostiuk i Białorusinka Wiktoria Azarenka nie podały sobie rąk po zakończeniu rywalizacji, a zdecydowały się jedynie na gest dotknięcia rakietami.
Rozmawiałam z wieloma Ukrainkami. Mają wrażenie, że nie dostają odpowiedniego wsparcia ze strony federacji, więc choć nie do końca rozumiem ich emocje, bo to w ich kraju jest wojna, to przynajmniej staram się to zrobić, być empatyczna.
Ostatnio na jednej z konferencji prasowych powiedziałam, że tenisistki z Ukrainy zmagają się z ogromną presją, z wieloma problemami, że ja nie wyobrażam sobie gry i ciągłego rywalizowania – które samo w sobie wiąże się z dużym stresem – w oderwaniu od tego, co dzieje się na świecie.
Nie wyobrażam sobie po prostu, że w moim kraju jest wojna, a ja mam taką stabilizację i siłę mentalną, żeby móc rywalizować na najwyższym poziomie. Ogromnie podziwiam Ukrainki i myślę, że godne uznania jest to, że w ogóle próbują dobrze grać i przez to wywierać jakiś wpływ.
Nie dziwią mnie więc takie reakcje – to, że niektóre tenisistki chcą okazywać w ten sposób swoją niechęć do wojny. One na co dzień grają przeciwko Rosjankom i to jest bardzo trudna sytuacja.
Gdy zaczynałaś, twój tata powiedział ci, że w tenisie nie ma miejsca na przyjaźnie. Miał rację, w sporcie nie ma się przyjaciół?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.