Paulina Cywka, „Wprost”: Niedługo minie rok odkąd poddała się pani operacji bariatrycznej.
Kinga Zawodnik*: Tak. Dokładnie 26 lipca.
Od czego zaczęła się pani przemiana? Kiedy w głowie pojawiła się myśl, że chciałaby pani zadbać o swoje ciało i sylwetkę?
Takim przełomowym momentem były moje trzydzieste urodziny. Po nich podjęłam decyzję, żeby zapisać się do lekarza. Jednak bardzo długo dojrzewałam do decyzji o operacji. Zajęło mi to prawie dwa lata. W tym czasie mieliłam sobie w głowie różne rzeczy. Chciałabym jednak podkreślić, że nie zdecydowałam się na operację ze względów estetycznych. Dla mnie to była poboczna kwestia.
Chodziło więc przede wszystkim o względy zdrowotne?
Tak. Zdecydowanie.
Kierowałam się głównie czynnikami zdrowotnymi. To był tak naprawdę dla mnie „ostatni dzwonek”. Ostatni moment, żeby w ogóle zakwalifikować się na operację bariatryczną.
Dlaczego?
Nie miałam jeszcze obciążeń zdrowotnych, które mogłyby stanowić przeciwwskazanie do operacji. Chodzi między innymi o nadciśnienie, cukrzycę, choroby serca itp. To był więc tak naprawdę ostatni moment, żeby przeprowadzić zabieg bezpiecznie, uniknąć wielu komplikacji i utrzymać na stałe jego efekty.
Wokół operacji bariatrycznych narosło wiele mitów.
Tak. Sama się z nimi wielokrotnie zetknęłam. Wiele osób uważa, że jest to droga na skróty. Odchudzanie bez wysiłku. Osobiście bardzo bolą mnie tego typu opinie. Nikt, kto nie przeżył takiej operacji, nie wie tak naprawdę, co ona oznacza.
A czym w takim razie jest operacja bariatryczna?