W tym roku nagrodę im. Przemysława Gintrowskiego odebrała Ewa Błaszczyk – aktorka, piosenkarka i założycielka fundacji „Akogo”. Podczas uroczystości otrzymała owację na stojąco od publiczności zebranej w Teatrze Polskim. –W tej nagrodzie ogromnie bliski jest mi sam Przemek. Patrzyłam na jego zdjęcie, z którego on obserwował nas swoim wilgotnym okiem i byłam bardzo wzruszona. Jako twórca zawsze niósł za sobą przesłanie wolności oraz indywidualny tok myślenia, co pozostawało mi zawsze bardzo bliskie – komentowała Błaszczyk w rozmowie z Wprost.pl. – Dziękuję również za laudację Remigiusza Grzeli, którego słowa i odwołania do postaci Oriany Fallaci mocno do mnie trafiają. Nie można dać się zaszufladkować, ale trzeba zawsze znajdywać swój indywidualny sposób myślenia i wyciągania wniosków. Z tego powodu tak bliska jest dla mnie również rola właśnie tej słynnej włoskiej dziennikarki, która nigdy nie straciła swojej niezależności. To stanowiło niezmiennie również dewizę Gintrowskiego. Przemek był przyjacielem naszego domu i cieszę się, że otrzymałam nagrodę, której jest patronem. W taki wyjątkowy sposób po latach wszystko się połączyło – wyjaśniła.
Czytaj też:
Ewa Błaszczyk laureatką Nagrody im. Przemysława Gintrowskiego
Spytana o kolejne działania fundacji „Akogo”, Błaszczyk opowiedziała o niedawno odbytej konferencji. – Wczoraj śpiewałam recital a cały piątek i całą sobotę spędziliśmy na konferencji w hotelu w Sheratonie, ponieważ przyjechali do nas wybitni badacze z całego świata w sprawie komórki macierzystej – opowiedziała. – Mam nadzieję, że efektem tej konferencji będzie kolejny program eksperymentalny, tak jak odbyło się to w przypadku współpracy z japońskimi lekarzami. W konferencji wzięli udział badacze z całego świata i przebiegło to naprawdę fantastycznie. Goście byli zachwyceni Warszawą, a przede wszystkim polskimi lekarzami i naukowcami. Myślę, że pomoże to również klinice „Budzik”, a tym samym jestem przekonana, że już niedługo wybudzimy jeszcze więcej osób – podsumowała.
Jedną z najbardziej poruszających piosenek koncertu, słynną „Kantyczkę z lotu ptaka” z cyklu „Wojny postu z karnawałem” wykonała Aleksandra Gintrowska, dla której bard był wujem. – To było niesamowite przeżycie, ogromnie się wzruszyłam śpiewając tej utwór. Przeżyłam go naprawdę całą sobą. Nawet się nie spodziewałam, że ta piosenka tak mnie rozłoży na łopatki. Na próbach wszystko było w porządku, ale podczas samego występu się po prostu popłakałam. Długo zajęły mi przygotowywania, aby wystąpić z tym utworem, ponieważ jest on niezwykle trudny. Już sam tekst stanowi wyzwanie. Naprawdę trzeba się go nauczyć ze zrozumieniem, aby móc go następnie dobrze zaśpiewać – tłumaczyła piosenkarka. Przypomnijmy, że w utworze padają słynne słowa, które przez lata poruszały polską widownię, szczególnie w czasach PRL-u. „Ujmij trochę łaski nieba! Daj spokoju w zamian, chleba! Innym udziel swej miłości! Nam – sprawiedliwości!” – śpiewała Ola.
Galeria:
„Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie”. Fotorelacja z koncertu
– Sam koncert piosenek Gintrowskiego jest dla mnie niezwykle ważny jako kontynuowanie spuścizny po Przemku, ale również jako przypominanie widzom i wykonawcom jak piękną i tragiczną historię posiadamy. Uważam, że takie wydarzenia są ogromnie ważne u nas w kraju i cieszę się, że udaje się je realizować – przyznała Ola. – Edycja zeszłoroczna była pierwszą, próbną i wszyscy dopiero uczyliśmy się, jak tworzyć to przedsięwzięcie: począwszy od kapituły po koncert. W tym roku występowaliśmy w innym teatrze, więc naturalnie przestrzeń również odegrała swoją rolę. Wydaje mi się jednak, że tym razem wyszło nawet jeszcze piękniej – przyznała szczerze.
Autorem aranżacji utworów Przemysława Gintrowskiego był Jan Stokłosa, wiolonczelista i kompozytor, pod którego batutą podczas koncertu wystąpiła orkiestra Sinfonia Viva. – Nowa aranżacja utworów Gintrowskiego zawsze jest wyzwaniem ze względu na teksty, gdyż siłą tej twórczości przede wszystkim są słowa, zaś muzyka stanowi środek do przekazania myśli. Posiadam ten przywilej, że prowadzę duży zespół, wiec mogłem nadać koloru omawianej muzyce. Dzięki symfonicznej, szerszej wersji mam nadzieję, że udało nam się trafić z tymi utworami również do młodszego pokolenia, które dzięki nowym aranżacją może sięgnie także do innych pieśni barda – skomentował Jan Stokłosa w wywiadzie z Wprost.pl.
– Twórczość słynnej trójki: Kaczmarskiego, Gintrowskiego i Łapińskiego pozostaje wciąż aktualna i okazuje się ważna w różnych kontekstach. To nie są zero-jedynkowe piosenki, które mogłyby się zestarzeć – podkreślił kompozytor. Zdradził również, że jego ulubiony cykl utworów Gintrowskiego stanowią „Psalmy”. – To trochę zapomniana płyta, ale cenią ją tak bardzo może właśnie z tego powodu, że jest symfoniczna, a dzięki temu najbardziej mi bliska. W kontekście dzisiejszego koncertu wielką przyjemnością stanowiło dla mnie ponowne zaaranżowanie „Murów”, którego autorem de facto nie jest ani Kaczmarski ani Gintrowski, ponieważ w oryginale to pieśń katalońska, z czego zdaje sobie sprawę niewielu widzów. Chcieliśmy się do tego również odwołać, dlatego pierwsza cześć utworu została wyśpiewana właśnie po katalońsku. Pod względem aranżacyjnym pozostaje najbardziej dumny z „Kantyczki lotu z ptaka”, którą udało nam się ukazać trochę bardziej współcześnie. Również jestem zadowolony z występu Pawła Kukiza. Skomentowałbym go w taki sposób, że był krótki i na temat – podkreślił Stokłosa. Dodał również, że cały koncert w jego opinii wyszedł bardzo kolorowo, a oddechem dla widzów z pewnością okazała się „Pani Bovary” w ażurowym i bardzo delikatnym wykonaniu Julii Gintrowskiej, córki Barda.